Rywinem w Kaczyńskiego (aktl.)

Rywinem w Kaczyńskiego (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jestem przekonany, że wezwanie mnie przed komisję śledczą "miało przesłanki pozamerytoryczne" - powiedział prezydent Warszawy Lech Kaczyński.
"Chyba, że - ale to wydaje mi się mało prawdopodobne - ta przesłanka wiąże się z moją wiedzą jako byłego prokuratora generalnego, przed laty także prezesa NIK, o różnego rodzaju patologicznych mechanizmach, związanych z szeroko pojętą polityką. Ale w takiej sytuacji powinienem zostać powołany raczej jako biegły" - dodał.

Podkreślił, że jego wiedza w zakresie spraw, które są przedmiotem działań komisji śledczej "nie jest większa niż czytelnika gazet".

Zeznając przed komisją Lech Kaczyński powiedział, że o tzw. sprawie Rywina został poinformowany 22 września ub.r., podczas rozmowy z Adamem Michnikiem w siedzibie "Gazety Wyborczej",

"Między obszernością tej publikacji z 27 grudnia, a tym, co mi opowiedział pan redaktor Michnik, jest różnica polegająca na tym, że opowieść Adama Michnika była nieporównanie bardziej syntetyczna, krótsza". Michnik powiedział mi, iż "zdarzyła się taka historia", że do szefowej Agory Wandy Rapaczyńskiej przyszedł Lew Rywin, i że ona "z tej rozmowy, w której została złożona propozycja korupcyjna, sporządziła notatkę".

Michnik pokazał mi tę notatkę. "Mówił o swojej znacznej irytacji z tym związanej i o tym, że pobiegł - jak powiedział - do pana Leszka Millera, premiera. A dalej o tym przebiegu zdarzeń, który jest powszechnie znany, czyli o konfrontacji" - relacjonował Kaczyński.

"Jeżeli był jakiś leit motiv tej jego wypowiedzi, pod koniec pierwszej fazy, to to, że te zdarzenia późniejsze, związane z konfrontacją - zdaniem Adama Michnika - wykluczały udział osobisty pana Leszka Millera w tej sprawie. (...) Uważałem, że oczywiście nie ma tutaj jakichkolwiek jasnych dowodów przeciw premierowi, natomiast sam fakt konfrontacji nie wykluczał całkowicie udziału pana premiera w tej sprawie" - uważa Kaczyński.

Michnik równocześnie podkreślił, że o tym iż to premier przysyła Rywina, ten ostatni miał powiedzieć Rapaczyńskiej, natomiast w rozmowie z nim już o premierze nie mówił, natomiast mówił o grupie trzymającej władzy.

Kaczyński relacjonował, że Michnik, opowiadając mu o konfrontacji u premiera i odpowiedzi Rywina na pytanie kto go inspirował, wymienił nazwisko prezesa TVP Roberta Kwiatkowskiego, natomiast nie pamięta, żeby redaktor naczelny "GW" mówił o Andrzeju Zarębskim.

Prezydent Warszawy poinformował też, że pośrednikiem w zorganizowaniu jego rozmowy z  Michnikiem był Andrzej Urbański jego współpracownik z kampanii wyborczej, a obecnie wiceprezydent Warszawy, który towarzyszył mu także podczas rozmowy z naczelnym "GW". W opinii Kaczyńskiego -  o aferze Rywina obaj dowiedzieli się w tym samym momencie. Zaznaczył, że nie mówi o "niejasnych informacjach", które już wtedy były dostępne, jak m.in. notatka we "Wprost".

Poprzednio Kaczyński kilka lat nie widział Michnika "bodajże od 1999 roku." Nie był jednak zdziwiony propozycją rozmowy, bo - jak mówił - rozmawiali też o integracji z UE i referendum oraz stanowisku PiS w tej sprawie. Kaczyński był wówczas kandydatem na prezydenta Warszawy.

Podczas rozmowy w siedzibie "Agory", kiedy rozmówcy zastanawiali się, kto mógł stać za Lwem Rywinem, z ust Michnika padły nazwiska prezesa TVP Roberta Kwiatkowskiego i sekretarza KRRiT Włodzimierza Czarzastego. Były to jednak tylko hipotezy - podkreśla Kaczyński.

To wręcz nieprawdopodobne, że w sprawie Rywina nie  zostały podjęte przez prokuratora generalnego standardowe działania. "Wydawało mi się rzeczą niepodobną, żeby pan premier, tudzież pan generalny prokurator, chcieli się narażać na to choćby, na co się narazili, czyli na zarzuty związane z treścią art. 231 Kodeksu karnego" - uważa przesłuchiwany.

Artykuł ten przewiduje karę do 3 lat więzienia dla  funkcjonariusza publicznego, który "przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego".

Bogdan Lewndowski (SLD) dopytywał się, dlaczego Kaczyński, po swojej wrześniowej rozmowie z Adamem Michnikiem nie  poinformował o aferze opinii publicznej.

Kaczyński uznał, że wystąpienie z tym przez klub PiS, który uchodzi za stanowczego przeciwnika SLD, i to bez pokazania taśmy i notatki, odniosłoby skutek odwrotny od zamierzonego. "Artykuł w +Gazecie Wyborczej+, w tak istotnej sprawie miałby, nawet gdybyśmy mieli te dowody w ręce, znaczenie większe niż oświadczenie ze strony ugrupowania, które jest w bardzo ostrej polemice z SLD".

Lewandowski sugerował, że "być może jakaś konstrukcja psychologiczna uniemożliwiała" Kaczyńskiemu podjęcie takiej zdecydowanej akcji w tej sprawie".

W odpowiedzi Kaczyński przytoczył dane dotyczące jego działań jako ministra sprawiedliwości, np. powiedział, że w tym okresie ujawnione zostały związki z "Pruszkowem" takich osób, jak m.in. nieżyjący już polityk SLD Ireneusza Sekuła i poseł AWS Marek Kolasiński. "Tam gdzie miałem procesowe podstawy do tego, by  formułować opinie, to je formułowałem" - oświadczył.

Wniosek o wezwanie Kaczyńskiego zgłosił wiceszef komisji Bogdan Lewandowski (SLD), argumentując go treścią zeznania przed komisją premiera Leszka Millera, który sugerował, że Lech Kaczyński znał nagranie rozmowy Michnika z Rywinem. "Myślę, że pan Kaczyński wiedział dokładnie wszystko, łącznie z treścią nagrania" - powiedział premier.

Przesłuchaniu Kaczyńskiego sprzeciwiali się opozycyjni członkowie komisji, uważając, że jako osoba nie mająca nic wspólnego z tą sprawą, nie może wnieść do niej niczego nowego. Po zeznaniach premiera, Lech Kaczyński przyznał, że we wrześniu ub.r. rozmawiał z naczelnym "Gazety Wyborczej" o sprawie Rywina. Twierdził jednak, że nigdy nie przesłuchiwał taśmy z nagraniem rozmowy Michnika z Rywinem.

em, pap