- Z całą pewnością sygnał, jaki poszedł z Warszawy nie był dla prezydenta Putina i całej tej moskiewskiej soldateski sympatyczny - powiedział doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego, Roman Kuźniar komentując wystąpienie Baracka Obamy.
W ocenie Kuźniara przemówienie Obamy było "bardzo dobrze skonstruowane i piękne". - Obama użył bardzo mocnych, kategorycznych, jednoznacznych sformułowań; takich, na które nie stać dzisiaj niestety naszych zachodnioeuropejskich sojuszników - stwierdził Kuźniar.
"Ten sygnał nie był dla Putina sympatyczny"
- Myślę, że prezydent Obama w ten sposób chciał stworzyć warunki brzegowe dla rozmów G7 w Brukseli i spotkania w Normandii. To bardzo ważne, że pokazał sojusznikom, jakiej linii nie można, cofając się przed Rosją, przekroczyć - podkreślił prezydencki doradca.
Kuźniar zaznaczył, że to co stało się w Polsce to dopiero wstęp. - My tu w Europie Środkowej powinniśmy się czuć nie tylko dowartościowani, ale również pokrzepieni, że w sytuacjach trudnych możemy liczyć na USA - powiedział.
Doradca Komorowskiego dodał, że wyobraża sobie minę Władimira Putina, gdy słuchał słów Baracka Obamy na warszawskim placu Zamkowym. - Z całą pewnością sygnał, jaki poszedł z Warszawy, nie był dla prezydenta Putina i całej tej moskiewskiej soldateski sympatyczny. Czas najwyższy, żeby w Rosji zrozumiano, że to nie są przelewki, że posunęli się za daleko i że muszą działać w zgodzie z regułami przyjętymi przez cywilizowany świat. Dobrze, że prezydent Obama tak wyraźnie to podkreślił właśnie w Warszawie - zaznaczył Kuźniar.
"Pióro nie może posłużyć do kradzieży czyjejś ziemi"
Prezydent USA Barack Obama wygłosił przemówienie w trakcie obchodów 25. rocznicy wyborów 4 czerwca 1989 r. Obama powiedział, że przyjechał do Polski aby potwierdzić zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w sytuację w Europie Środkowo-Wschodniej. Wyraził też gotowość do udzielenia pomocy w przypadku ewentualnego zagrożenia. – To nie są po prostu słowa, ale zobowiązania wyryte w granicie – mówił Obama.
Prezydent USA odniósł się też do sytuacji na Ukrainie. - Pióro nigdy nie może posłużyć do kradzieży czyjejś ziemi, więc nie akceptujemy okupacji Krymu czy też naruszania suwerenności Ukrainy. Wolne narody będą stały ramię w ramię, aby dalsze rosyjskie prowokacje oznaczały tylko i wyłącznie więcej izolacji i kosztów dla Rosji - stwierdził.
TVN24
"Ten sygnał nie był dla Putina sympatyczny"
- Myślę, że prezydent Obama w ten sposób chciał stworzyć warunki brzegowe dla rozmów G7 w Brukseli i spotkania w Normandii. To bardzo ważne, że pokazał sojusznikom, jakiej linii nie można, cofając się przed Rosją, przekroczyć - podkreślił prezydencki doradca.
Kuźniar zaznaczył, że to co stało się w Polsce to dopiero wstęp. - My tu w Europie Środkowej powinniśmy się czuć nie tylko dowartościowani, ale również pokrzepieni, że w sytuacjach trudnych możemy liczyć na USA - powiedział.
Doradca Komorowskiego dodał, że wyobraża sobie minę Władimira Putina, gdy słuchał słów Baracka Obamy na warszawskim placu Zamkowym. - Z całą pewnością sygnał, jaki poszedł z Warszawy, nie był dla prezydenta Putina i całej tej moskiewskiej soldateski sympatyczny. Czas najwyższy, żeby w Rosji zrozumiano, że to nie są przelewki, że posunęli się za daleko i że muszą działać w zgodzie z regułami przyjętymi przez cywilizowany świat. Dobrze, że prezydent Obama tak wyraźnie to podkreślił właśnie w Warszawie - zaznaczył Kuźniar.
"Pióro nie może posłużyć do kradzieży czyjejś ziemi"
Prezydent USA Barack Obama wygłosił przemówienie w trakcie obchodów 25. rocznicy wyborów 4 czerwca 1989 r. Obama powiedział, że przyjechał do Polski aby potwierdzić zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w sytuację w Europie Środkowo-Wschodniej. Wyraził też gotowość do udzielenia pomocy w przypadku ewentualnego zagrożenia. – To nie są po prostu słowa, ale zobowiązania wyryte w granicie – mówił Obama.
Prezydent USA odniósł się też do sytuacji na Ukrainie. - Pióro nigdy nie może posłużyć do kradzieży czyjejś ziemi, więc nie akceptujemy okupacji Krymu czy też naruszania suwerenności Ukrainy. Wolne narody będą stały ramię w ramię, aby dalsze rosyjskie prowokacje oznaczały tylko i wyłącznie więcej izolacji i kosztów dla Rosji - stwierdził.
TVN24
