Po kontroli Ministerstwa Obrony Narodowej stwierdzono, że Agencja Mienia Wojskowego nie powinna była sprzedawać na wolnym rynku 153 ręcznie odpalanych rakiet przeciwlotniczych Strzała - informuje tvn24.pl. - Już zmieniliśmy procedury tak, by wykluczyć powtórzenie się sytuacji - mówił szef MON Tomasz Siemoniak.
Agencja Mienia Wojskowego zorganizowała przetarg na sprzedaż 153 ręcznych wyrzutni rakiet przeciwlotniczych oraz 153 rakiet „Strzała-2M”. Okazało się, że w ten sposób mógł zostać naruszony traktat z Wassernaar, który Polska podpisała w 2003 r. W ramach przetargu wyrzutnie rakiet oraz rakiety trafiły do prywatnej firmy ze Śląska, która sprzedała je przedsiębiorcy z Wielkopolski. Ten zamierzał je wyeksportować do Czech. O transakcji nie wiedziało MON. Sprawą zainteresowała się ABW, która złożyła doniesienie do prokuratury.
Po zapoznaniu się z dokumentami pochodzącymi z kontroli, Siemoniak stwierdził, że "Strzały" mogły stanowić zagrożenie. - W ręku ludzi, którzy mieliby dostęp do technologii, innych części, byłoby możliwe ich wykorzystanie w złych celach - powiedział.
Minister na razie nie chciał mówić o tym, czy w związku z tą sprawą zostaną wyciągnięte konsekwencje wobec konkretnych ludzi. - Niech pracuje prokuratura, która prowadzi śledztwo w tej sprawie. Dla nas ten przypadek stał się bodźcem do uszczelnienia procedur w wojsku i Agencji Mienia Wojskowego - stwierdził.
tvn24.pl
Po zapoznaniu się z dokumentami pochodzącymi z kontroli, Siemoniak stwierdził, że "Strzały" mogły stanowić zagrożenie. - W ręku ludzi, którzy mieliby dostęp do technologii, innych części, byłoby możliwe ich wykorzystanie w złych celach - powiedział.
Minister na razie nie chciał mówić o tym, czy w związku z tą sprawą zostaną wyciągnięte konsekwencje wobec konkretnych ludzi. - Niech pracuje prokuratura, która prowadzi śledztwo w tej sprawie. Dla nas ten przypadek stał się bodźcem do uszczelnienia procedur w wojsku i Agencji Mienia Wojskowego - stwierdził.
tvn24.pl