Lider sekty za kraty

Lider sekty za kraty

Dodano:   /  Zmieniono: 
Na trzy i pół roku więzienia skazał bydgoski sąd przywódcę sekty Bractwo Zakonne "Himavanti" Ryszarda M. pseud. Mohan, który nękał byłą członkinię wspólnoty.
Jednej z jego wspólniczek Annie W.-S. wymierzono karę roku pozbawienia wolności, druga, Irena B., jest poszukiwana listem gończym. Do popełnienia przestępstw doszło przed ośmioma miesiącami w bydgoskim mieszkaniu Anny W.-S.

"Mohan" nie pozwalał byłej członkini sekty Bożenie M. od rana do  popołudnia opuścić mieszkania W.-S., groził wywiezieniem do lasu i  zakopaniem w ziemi oraz użyciem paralizatora i noża. Następnie zabrał swej ofierze obrączkę i telefon komórkowy, a także zmusił do napisania fikcyjnego poświadczenia przyjęcia siedmiu tysięcy złotych pożyczki oraz oświadczenia o przynależności jej przyjaciela do organizacji terrorystycznych.

Przewodnicząca składu orzekającego Ewa Kujawska-Loroch w  uzasadnieniu podkreśliła, że jakkolwiek rozpatrywano sprawę kryminalną, to jej tło i początek było związane ze wspólnotą "Himavanti". "Wbrew temu, co twierdził podczas rozprawy oskarżony, niełatwo jest opuścić bractwo, a opuszczenie z reguły wiąże się z  konfliktami" - podkreśliła.

Sędzia zaznaczyła, że przeciwko Ryszardowi M. toczy się również postępowanie w Warszawie, a zawiadomienia o popełnieniu przez niego innych przestępstw w ostatnim czasie wpłynęły do obu bydgoskich prokuratur rejonowych.

Na wszystkich rozprawach i podczas ogłoszenia wyroku obecna była liczna grupa członków sekty, którzy nie wierzą w winę swego "nauczyciela", a postawienie go przed sądem traktują jako posunięcie wymierzone przeciwko ich wspólnocie.

Procesowi towarzyszyły szczególne środki ostrożności - obecność na sądowych korytarzach i w sali rozpraw antyterrorystów, przepustki dla publiczności i sprawdzanie wchodzących do sali.

Przed bydgoskim aresztem, w którym Ryszard M. przebywa od maja, jego zwolennicy kilkakrotnie organizowali pikiety pod hasłem "Uwolnić Mohana".

Wyrok nie jest prawomocny.

em, pap