Tomasz Lis został odsunięty przez szefów telewizji TVN od prowadzenia "Faktów" do czasu wyjaśnienia spekulacji na temat opublikowanego przez tygodnik "Newsweek" sondażu, m.in. o szansach tego dziennikarza w wyborach prezydenckich. Zdaniem dziennikarzy "Newsweeka", główny prowadzący sztandarowy program informacyjny stacji TVN jako jedyny mógłby nawiązać równorzędną walkę z Jolantą Kwaśniewską, a szefa Samoobrony Andrzeja Leppera pokonałby z łatwością.
Lis zaznaczył, że przyjechał do Kielc "porozmawiać o Polsce", a nie na wiec wyborczy. Przyznał, że bywa posądzany o to, że prowadzi kampanię wyborczą, ale - jak ocenił - imponująca frekwencja na spotkaniach z nim to "magiczna moc jednego sondażu".
Autor "Co z tą Polską?" nie krył, że "w wielu miejscach swojej książki pozostał na poziomie ogólników", ponieważ nie zdołał sformułować konstruktywnych podpowiedzi dla rodaków. Wyraził przy tym nadzieję, że jego książka będzie się szybko dezaktualizować. Za wielce pocieszający symptom przeobrażeń kraju na jego drodze do normalności uznał zmianę zarządu telewizji publicznej. Jak ocenił, zanim TVP będzie publiczna jeszcze "daleka" droga, ale "niezbyt odległa" jest droga do tego, żeby TVP przestała być "stronnicza".
Tomasz Lis oznajmił jednocześnie, że "nic nie wie, jakoby miał zostać jakimkolwiek szefem gdziekolwiek, z czego absolutnie nie wynika, że nie zostanie". Zastrzegł, że nie ma ambicji dyrektorskich (związanych z podpisywaniem papierków i urlopów - jak tłumaczył), toteż ewentualne przyjęcie takich obowiązków byłoby - jago zdaniem - "dobrym sposobem na jakąś autodestrukcję".
W kieleckim spotkaniu z popularnym prezenterem i wydawcą informacyjnych programów TVN uczestniczyło ponad trzysta osób (w większości młodych), które zasypały gościa potokiem pytań dotyczących m.in. polityków, mediów, polityki zagranicznej, Unii Europejskiej, służb specjalnych, relacji polsko-amerykańskich. Niektórzy apelowali, by dziennikarz podjął wyzwanie i wystartował w wyborach prezydenckich.
oj, pap