"Widząc, że rodzice nie potrafią sprostać wszystkim potrzebom, nie wymagamy dodatkowego zaangażowania" - powiedział. Zaznaczył, że pomoc finansowa dla szkoły jest dobrowolna.
Rodzice i uczniowie, którzy zastosowali się do zarządzenia o zakazie prawie bez wyjątku, mówią jednak, że powodem był donos do kuratorium, jakoby w szkole zbierano pieniądze na drogie prezenty. Wielu rodzicom nie podobał się zakaz dawania nauczycielom kwiatów. Pytali, co teraz mają zrobić rady klasowe, które pieniądze na kwiaty dla nauczycieli zebrały jeszcze przed ogłoszeniem zakazu.
Dyrektor wydziału nadzoru pedagogicznego białostockiego kuratorium oświaty Jadwiga Piotrowicz powiedziała, że do kuratorium wpłynęła skarga od rodziców uczniów tej szkoły. Poinformowano w niej o zbiórce po 20 złotych na prezenty na zakończenie roku szkolnego. Po sprawdzeniu okazało się, że rzeczywiście Rada Rodziców podjęła taką decyzję. Wtedy dyrektor zaproponował zakaz dawania prezentów, który zaaprobowała Rada Pedagogiczna.
"Trudno ocenić, czy to kwota znaczna, czy nieznaczna. Autor skargi oceniał ją jako kwotę znaczną" - zastanawia się Piotrowicz. Jej zdaniem, trudno zbadać skalę zjawiska "dawania drogich prezentów nauczycielom" i w związku z tym stwierdzenia, czy to jest rzeczywiście problem wymagający interwencji. "Ale mówimy głośno i otwarcie, że żadne prezenty nie wchodzą w rachubę. Natomiast kwiaty czy laurka, jako dowód sympatii, czystej ludzkiej życzliwości, podziękowania za trud (...) to nic groźnego" - uważa Piotrowicz.
em, pap