Wojskowa Służba Zdrowia w rozsypce? Ambicje personalne mają blokować reformy

Wojskowa Służba Zdrowia w rozsypce? Ambicje personalne mają blokować reformy

Cezary Tomczyk
Cezary Tomczyk Źródło:Shutterstock / Ministerstwo Obrony Narodowej
Pomimo zapowiedzi nowego rządu o reformie i wzmocnieniu wojskowej służby zdrowia, w resorcie obrony wciąż ma panować marazm i brak realnych działań. Informator z Departamentu Wojskowej Służby Zdrowia (DWSZ) alarmuje, że kluczowe decyzje kadrowe i koncepcyjne zdają się być motywowane partykularnym interesem, a nie dobrem armii.

Wojna w Ukrainie dawała nadzieję, że pomimo silnych politycznych podziałów w niektórych obszarach nastąpi narodowa zgoda. Jednym z nich są sprawy obronności. Oddanie przez premiera Donalda Tuska MON we władanie koncyliacyjnemu Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi, któremu bliżej do prawej strony sceny politycznej niż innym politykom koalicji wskazywało, że przynajmniej w relacjach z prezydentem Andrzejem Dudą, jeśli chodzi o sprawy obronności, będzie spokój. Manewr ten faktycznie przyniósł oczekiwany skutek i wydaje się, że nie ma większych tarć między tymi dwoma ośrodkami władzy nad armią.

Władysław Kosiniak-Kamysz zaczął od rozliczeń w MON

Oczywiście Władysław Kosiniak-Kamysz musi rozliczyć rządy ministra Mariusza Błaszczaka w Ministerstwie Obrony Narodowej. Obecnie trwają audyty dotyczące zakupów uzbrojenia. Kosiniak-Kamysz wraz z ministrem Bejdą uzgadniają szczegóły zawarte w kontraktach zbrojeniowych, takie jak na przykład dalsza polonizacja sprzętu wojskowego, polska produkcja armatohaubic Krab czy też zamówienia czołgów K2 i armatohaubic K9 z Korei Południowej. Nie są to sprawy, które mogłyby doprowadzić do konfrontacji z Andrzejem Dudą z uwagi na to, że obu panom zależy na dozbrojeniu i doposażeniu polskiej armii, jak i polskim przemyśle zbrojeniowym.

Nie ma również specjalnych tarć jeśli chodzi o obsadę najważniejszych stanowisk w strukturach polskich sił zbrojnych. Osoby obecnie zarządzające MON mają też zdawać sobie sprawę z przedwyborczych mrzonek Mariusza Błaszczaka o 300-tysięcznej armii. Braki kadrowe widać wszędzie, ponadto demografia także tej wizji nie sprzyja. Oprócz kwestii ilościowych pojawia się kwestia jakościowa i specjalistów.

Od lat w resorcie obrony mówi się o powołaniu wojsk medycznych, tylko, jak przekazuje nasz informator, który prosił o anonimowość, w tej kwestii panuje wielka niemoc. Sprawa ani za PiS-u, ani za nowej koalicji rządzącej nie posuwa się do przodu. Można podejrzewać kwestie braków kadrowych. Ale czy na pewno o to chodzi?

Wewnętrzne interesy w MON

Obszar wojskowej służby zdrowia podobnie jak badania, rozwój i kilka innych zgodnie z podziałem kompetencji w MON przypadł sekretarzowi stanu Cezaremu Tomczykowi z Platformy Obywatelskiej.

– To Cezary Tomczyk de facto odpowiada dziś za ślimaczenie się procesu tworzenia komponentu medycznego, pomimo sukcesywnego pohukiwania wicepremiera, ministra obrony narodowej Władysława Kosiniaka-Kamysza, że go tworzymy. Wygląda to tak, jakby w obszarze Wojskowej Służby Zdrowia świat został zahibernowany jakieś 20 lat temu. Ostatnim „wielkim” wydarzeniem w tym obszarze była likwidacja Wojskowej Akademii Medycznej w 2002 roku za czasów rządów Leszka Millera – mówi nasz informator, który ma dostęp do wewnętrznych informacji w Departamencie Wojskowej Służby Zdrowia.

I faktycznie, obecny szef resortu obrony stwierdził, że MON chce stworzyć wojska medyczne. – To jest jeden ze sztandarowych projektów. Komponent wojsk medycznych szybkiego reagowania, pełnej gotowości szpitali polowych i koordynacji pomiędzy wszystkimi jednostkami wojskowej służby zdrowia – powiedział wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz cytowany przez portal defence24.pl.

Z kolei sam wiceminister Cezary Tomczyk na pytania dotyczące rozbudowy wojskowej służby zdrowia odpowiada zdawkowo. – Wszystkie sprawy, które dotyczą też planów w tym zakresie będziemy komunikować w przyszłości. Jesteśmy już na etapie zbudowania strategii, co do utworzenia wojsk medycznych, ale też specjalnego komponentu, który mógłby istnieć w ramach MON, właśnie po to, żeby te zdolności rozwijać. Myślę, że mamy dużo do powiedzenia w tym zakresie, tym bardziej, że mamy w Polsce wyspecjalizowane jednostki, które się tym zajmują i szpitale polowe, które mogą być rozstawione przynajmniej w kilku miejscach Polski – mówi dla „Wprost” Cezary Tomczyk.

Z kolei nasz informator z DWSZ uważa, że od momentu likwidacji Wojskowej Akademii Medycznej w obszarze wojskowej służby zdrowia nie dzieje się nic. Departament Wojskowej Służby Zdrowia w MON jedyne czym się zajmował i robi dalej, to administruje i stara się zachować status quo. Za czasów ministra Błaszczaka szefową Departamentu Wojskowej Służby Zdrowia w MON była jego bliska współpracowniczka Aurelia Ostrowska, która głównie skupiała się na tym, żeby departamentowi dalej podlegały – szpitale wojskowe, instytut medyczny i szereg innych jednostek. Według naszego informatora, miała dbać jedynie o to by wpływy DWSZ dalej były tak samo rozległe.

Dodatkowo na stronie Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej można znaleźć informację, że Ostrowska jest dumną posiadaczką dyplomu MBA otrzymanego w Collegium Humanum. Próbowaliśmy się skontaktować z byłą szefową DWSZ, wysyłając jej pytania dotyczące funkcjonowania resortu zdrowia w MON za czasów ministra Błaszczaka. Do tej pory nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

– To nic, że struktura jest anachroniczna i niewydolna w zasadzie postsowiecka i nie przystaje do standardów zarządzania wojskową służbą zdrowia w krajach NATO. A czy coś się zmieniło po zmianie władzy? No właśnie chyba niewiele poza osobami, bo sposób funkcjonowania Departamentu Wojskowej Służby Zdrowia wcale – przekazuje informator.

Nowym szefem DWSZ został płk dr n. med. Arkadiusz Kosowski, wieloletni zastępca prezesa NFZ ds. wojskowej służby zdrowia jeszcze z czasów PiS, który jest protegowanym dr. Zbigniewa Tetera, wieloletniego wiceprezesa NFZ ds. mundurowych, a ostatnio zaangażowanego w komitet wyborczy Marka Wocha kontrowersyjnego zastępcy rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorstw oskarżanego w mediach o mobbing swoich pracowników.

– Jakie specjalne uzdolnienia ma pan dyrektor Kosowski? Jest z Łodzi. Podobnie jak wiceminister Cezary Tomczyk, który ewidentnie musi ufać panu dyrektorowi z uwagi na bezkrytyczne wekslowanie jego narracji na wszystkich polach. Począwszy od robienia z Wojsk Medycznych jakieś wydmuszki i próby sprowadzenia ich do roli jakichś grup medycznych szybkiego reagowania – twierdzi nasz kontakt w DWSZ.

Również wysłaliśmy pytania na adres e-mail do dyrektora Kosowskiego. Tutaj także do momentu publikacji artykułu nie było odpowiedzi, ani ze strony rzecznika prasowego MON, ani ze strony obecnego dyrektora DWSZ.

Wojskowa Akademia Medyczna w Łodzi zostanie odbudowana?

W jednostce medycznej resortu obrony ostatnio często słyszaną propozycją ma być „odtworzenie Wojskowej Akademii Medycznej” po raz kolejny w Łodzi.

– Wszystkie pomysły rozważamy. Akurat jeśli chodzi o pomysł odtworzenia WAM, to on się regularnie pojawia od momentu jego likwidacji w 2002 roku. Od decyzji rządu Leszka Millera ten temat wraca i wtedy kiedy będziemy mieli do przekazania informacje, to na pewno takie przekażemy – mówi dla „Wprost” wiceminister Tomczyk.

Jak przekazuje nasz kontakt w DWSZ, pomysł odtworzenia WAM podchwycił wiceminister Cezary Tomczyk, który przy okazji ma upatrywać w tym pomyśle swojego flagowego postulatu wyborczego na kolejne wybory.

– Na tym gra pan dyrektor, tu uwaga, już pułkownik służby czynnej Arkadiusz Kosowski, bo przez kilkanaście lat był w rezerwie. Cezary Tomczyk przywrócił go w trybie błyskawicznym, co podobno często się nie zdarza, do służby czynnej. Spodziewam się szybkiego awansu generalskiego. A potem kto wie? Może dowódca Wojsk Medycznych już we właściwym kształcie albo posada zaufanego człowieka wiceministra w Sztabie Generalnym, a może rektor WAM? – podejrzewa nasz informator.

O podejrzenia naszego informatora zapytaliśmy wiceministra Tomczyka. Udzielił krótkiej odpowiedzi. – Na pewno ludzie, którzy wcześniej byli zaangażowani w kierownictwo resortu, jak pani Agnieszka Glapiak, dzisiaj zrobią wszystko, żeby zdyskredytować swoich następców, ale myślę, że to świadczy tylko o tym, że idziemy we właściwym kierunku – odpowiada. Dodał, że szczegółowa odpowiedź zostanie nam udzielona mailowo po przesłaniu pytania. Do momentu publikacji, MON nie udzieliło odpowiedzi.

Czytaj też:
Nowe informacje ws. afery zegarkowej. Tomczyk opowiedział o kolejnym tajemniczym „przedmiocie”

Współpraca z cywilnymi uniwersytetami kluczem do sukcesu?

Zamiast kosztownej i długotrwałej reaktywacji Wojskowej Akademii Medycznej, rozsądniejszym rozwiązaniem wydaje się nawiązanie ścisłej współpracy między szpitalami wojskowymi a istniejącymi cywilnymi uczelniami medycznymi. Utworzenie na tych uczelniach specjalnych, wojskowych kierunków medycznych pozwoliłoby na szybkie wdrożenie programu kształcenia kadr medycznych dla armii.

Wykorzystanie istniejącej infrastruktury i kadry dydaktycznej znacznie obniżyłoby koszty i skróciło czas oczekiwania na pierwsze efekty w porównaniu z budową WAM od zera.

Mimo wszystko wiceminister Cezary Tomczyk wysyła sygnały dotyczące zwiększenia współpracy cywilno-wojskowej. Przy okazji ogłoszenia utworzenia Szpitalnego Oddziału Ratunkowego WIM-PIB w Szpitalu w Legionowie powiedział: „SOR WIM-PIB Szpitala w Legionowie jest przejawem większej filozofii, którą chcemy wdrożyć w całym kraju. Chcemy żeby wojsko było bliżej społeczeństwa, społeczeństwo bliżej wojska. Są to dwa konieczne elementy, aby podnieść odporność państwa. Legionowo to miasto wyjątkowe, związane z wojskiem stąd powstanie tego szpitala, ale chcemy żeby społeczeństwo mogło korzystać z inwestycji w armię na równym poziomie.[…] Dziś możemy śmiało powiedzieć, że ten duży krok został zrobiony […] Tak jak powiedziałem chcemy, żeby tak wyglądała sytuacja w całej Polsce”.

Co więcej, taka forma współpracy cywilno-wojskowej jest powszechnie stosowana w armiach państw NATO i mogłaby stanowić wzór również dla Polski. Niestety, w MON wciąż chyba brakuje wizji i determinacji, by wdrożyć racjonalne rozwiązania systemowe. Do tego wszystkiego dochodzi obowiązek NATO dotyczący wydatkowania 2 proc. PKB na obronność.

Można go realizować właśnie w taki sposób – jak najwięcej działów z pogranicza wojskowego i cywilnego wykorzystywać na cele wojskowe. Przy okazji przy innych uczelniach wyższych też można uruchomić specjalne kierunki i wtedy część studentów medycyny może być kształconych jako wojskowi, dzięki czemu spadną koszty Ministerstwa Zdrowia czy Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Tym samym MON będzie mogło pochwalić się wydatkowaniem ponad 2 proc. PKB na obronność.

Czytaj też:
„Afera zegarkowa” w MON. Tomczyk: Jeżeli Błaszczak wiedział to kryminał
Czytaj też:
Spór o nagrody w ministerstwach. Kosiniak-Kamysz i Bodnar ujawnili dane
Czytaj też:
Wielka afera w Wojsku Polskim. W tle nawet 300 mln złotych