Nie wiadomo czy Przewoźnik donosił (aktl.)

Nie wiadomo czy Przewoźnik donosił (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nie można publicznie potwierdzić ani zaprzeczyć, czy informacje podane przy nazwisku Andrzeja Przewoźnika w oświadczeniu byłego kaprala SB są prawdziwe, ponieważ dane te są objęte tajemnicą.
Poinformował o tym dyrektor krakowskiego oddziału IPN Janusz Kurtyka.

Wtorkowa "Rzeczpospolita" napisała, że w archiwach IPN w Krakowie odnalazło się oświadczenie kaprala SB Pawła Kosiby, w którym napisał, że jednym z jego tajnych współpracowników był obecny sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Przewoźnik. W notatce podany był pseudonim i numer ewidencyjny rzekomego tajnego współpracownika.

"Numer rejestracyjny jest to numer, który figuruje w archiwalnym zbiorze ewidencyjnym objętym klauzulą +ściśle tajne+. W tym momencie nie mogę ani potwierdzić, ani zaprzeczyć, że taki numer występuje, ponieważ jakakolwiek informacja na ten temat byłaby naruszeniem prawa" - powiedział w piątek Kurtyka. Dodał, że  technicznie takie sprawdzenie jest łatwe, natomiast prawnie jest to bardzo trudne.

"Może się to odbywać tylko w drodze bardzo precyzyjnie sformułowanych procedur. Jeżeli Sąd Lustracyjny zwróci się do IPN o materiały dotyczące pana Andrzeja Przewoźnika, to my jesteśmy obowiązani wszelkie materiały sądowi przedstawić" - powiedział Kurtyka, nawiązując do informacji, że w czwartek Przewoźnik złożył wniosek o autolustrację do Sądu Lustracyjnego.

Kurtyka podkreślił, że oświadczenie nie jest dokumentem operacyjnym ani ewidencyjnym SB, a jedynie "oświadczeniem prywatnym, złożonym przez funkcjonariusza SB, który nie przeszedł weryfikacji". W odczytanym komunikacie podał, że nie ma możliwości uznania przez IPN za współpracownika UB lub SB kogoś, kto nie był zarejestrowany jako współpracownik. SB nie fałszowała bowiem własnej wewnętrznej dokumentacji.

Dyrektor krakowskiego IPN określił też pochodzenie oświadczenia kaprala Kosiby - ze zbiorów IPN z tzw. archiwum Zbigniewa Fijaka, w 1990 roku przewodniczącego komisji ds. weryfikacji funkcjonariuszy b. SB w Krakowie. Poinformował, iż w czerwcu dokument ten - na potrzeby pracy Fundacji Centrum Dokumentacji Czynu Niepodległościowego prof. Tomasza Gąsowskiego - pobrał z IPN członek zespołu badawczego fundacji Zbigniew Fijak. "IPN nie  ponosi winy za ujawnienie notatki, jej przekazanie odbyło się zgodnie z prawem" - podkreślił Kurtyka.

Kurtyka zastrzegł jednocześnie, że chociaż osoba pobierająca dokumenty podpisała zobowiązanie, że wykorzysta je tylko w  zadeklarowanych celach, IPN nie jest stroną postępowania, gdyby stwierdzono złamanie takiego zobowiązania. Jak podał, stroną musiałby być sam Andrzej Przewoźnik.

Z informacji przekazanych przez Kurtykę wynika, że w całej Polsce około 17 tys. osób uzyskało już status pokrzywdzonych i złożyło wnioski o wydanie not identyfikujących tajnych współpracowników. "Można więc przyjąć, że co najmniej 17 tys. agentów jest już znanych społeczeństwu" - powiedział Kurtyka.

W środę autor oświadczenia Paweł Kosiba, obecnie pracujący w  krakowskiej policji, powiedział PAP, że Przewoźnik nie był jego agentem i że zapewne w swoim oświadczeniu on sam popełnił przekłamanie, pisząc o "swoich" TW zamiast "innych". Sam Zbigniew Fijak, który ani nie potwierdził, ani nie zaprzeczył, że przekazał notatkę dziennikarzom, zwracał uwagę, że wiarygodność notatki łatwo można byłoby sprawdzić w rejestrach ewidencyjnych IPN.

Ujawnienie notatki wywołało dyskusję na temat kandydowania Przewoźnika na stanowisko prezesa IPN. Według Andrzeja Przewoźnika, nie jest przypadkiem, że materiały ujawniono właśnie teraz, kiedy wyraził chęć kandydowania na stanowisko prezesa IPN.

Szef kolegium Instytutu Pamięci Narodowej Sławomir Radoń uważa, że Przewoźnik nie może już być kandydatem na szefa IPN, bo ustawa o Instytucie dyskwalifikuje kandydata, wobec którego w archiwach IPN jest choćby najmniejsza informacja o jego możliwych związkach z tajnymi służbami PRL. Z tą opinią nie zgadzają się jednak inni członkowie kolegium i p.o. prezesa IPN Leon Kieres.

Pytany w piątek przez dziennikarzy dyrektor krakowskiego oddziału IPN Janusz Kurtyka nie wykluczył kandydowania na stanowisko prezesa IPN, "gdyby okazało się, że misja IPN jest zagrożona".

Według Kurtyki, ostatnie wydarzenia zwracają uwagę na konieczność "publicznej debaty na temat wiarygodności archiwaliów komunistycznej policji politycznej". "W mniejszym stopniu powinna to być debata, kto stał się agentem, a w większym - dlaczego dany rodzaj źródeł jest wiarygodny, a inny nie" - uważa Kurtyka.

ks, ss, pap