2,5 roku więzienia za sparaliżowanie Warszawy

2,5 roku więzienia za sparaliżowanie Warszawy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Na 2,5 roku więzienia skazał warszawski sąd okręgowy Roberta O., który w ubiegłym roku sparaliżował Warszawę fałszywym alarmem o bombie z sarinem.
Zdaniem prokuratury jest to wyrok satysfakcjonujący, obrona będzie rozważać apelację.

W czerwcu 2005 r. 31-letni Robert O. wysłał do mediów maile informujące o bombie z sarinem, podłożonej w centrum Warszawy, w rejonie Al. Jerozolimskich i ul. Marszałkowskiej. Zatrzymano go przed podanym przez niego terminem eksplozji, która miała nastąpić 10 czerwca. Ruch w centrum Warszawy został jednak wstrzymany na trzy godziny, ewakuowano pasażerów metra, nikogo też nie wpuszczano na zagrożony teren. Mężczyzna twierdził bowiem, że ma wspólników - Ukraińca i Irańczyka.

Sąd - uzasadniając wyrok - podkreślał, że czyn Roberta O. był "wysoce naganny i bardzo niebezpieczny ze względu na szerzący się obecnie terroryzm".

Przewodnicząca składu sędziowskiego Aniela Bańkowicz powiedziała, że "żart" Roberta O. był zagrożeniem dla mieszkańców Warszawy, doprowadził bowiem nie tylko do sparaliżowania centrum miasta, ale też do utrudnienia dojazdu m.in. do pogotowia ratunkowego. Zwróciła uwagę na ogromne koszty akcji związanej z szukaniem rzekomej bomby i przeciwdziałaniem skutkom jej eksplozji - podkreśliła np., że zabezpieczano miejsca w stołecznych szpitalach dla ewentualnych ofiar.

"Zrozumiałe jest, że policja po takim zawiadomieniu uruchomiła wszystkie możliwe służby. Koszty akcji wyniosły ponad 145 tys. zł" - powiedziała. Odczytała też maile, które skazany przesłał do mediów. Podkreślała, że mimo iż tuż po zatrzymaniu mówił o głupim żarcie, później upierał się przy wersji, że ma wspólników - co sprawiło, że zagrożenie było realne.

Sędzia przypomniała również, że instytucje, które poniosły największe straty z powodu "żartu" Roberta O., będą mogły walczyć o ich pokrycie w procesach cywilnych.

Prokurator Konrad Gołębiowski ocenił po ogłoszeniu wyroku, że jest on dla prokuratury satysfakcjonujący.

"Sąd dał wyraźny sygnał innym dowcipnisiom o konsekwencji ich czynów. Skazał oskarżonego za czyn, a nie za przekonania czy poglądy. Bo czyn oskarżonego stwarzał niebezpieczeństwo dla nas wszystkich i budził uśpione upiory nienawiści do innych, mity o obcych zatruwających studnie" - podkreślił prokurator.

Zdaniem obrońcy Barbary Leszczak, kara jest zbyt surowa. Dlatego zapowiedziała, że będzie zastanawiać się nad apelacją.

Sąd zmienił też kwalifikację czynu popełnionego przez Roberta O. Początkowo brzmiała ona - "kto sprowadza zagrożenie dla życia lub zdrowia wielu osób lub mienia, podlega karze od 6 miesięcy do 8 lat więzienia"; sąd rozszerzył ją o punkt 5 - "powodując uszkodzenie lub unieruchomienie urządzenia użyteczności publicznej, w szczególności dostarczającego wodę, światło, ciepło, gaz, energię".

Sąd zdecydował o zwolnieniu Roberta O. z aresztu. Decyzję tę uzasadnił tym, że nie ma już obawy matactw, z powodu których zastosowano ten środek zapobiegawczy. Skończył się też proces, przesłuchano świadków, a oskarżony był w areszcie ponad rok i ze względu na wysokość orzeczonej kary może starać się o warunkowe zwolnienie. Oznacza to, że jeśli wyrok się uprawomocni, Robert O. otrzyma wezwanie do odbycia pozostającej mu po odliczeniu aresztu kary.

W czasie procesu O. wyjaśniał, że był to "głupi żart", a swoich wspólników wymyślił. "Liczyłem na to, że zostanie zignorowany. Mało kto o takich (prawdziwych) atakach ostrzega" - mówił.

pap, ss