Więzienie w zawieszeniu dla Huberta H.?

Więzienie w zawieszeniu dla Huberta H.?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kary 3 miesięcy więzienia z warunkowym zawieszeniem jej wykonania na 2 lata zażądał przed sądem prokurator na procesie Huberta H. - bezdomnego oskarżonego o znieważenie prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
We wtorek przed sądem miał się stawić znajomy Huberta H., który w zeszłoroczny grudniowy poranek był wraz z nim legitymowany na Dworcu Centralnym w Warszawie. To wtedy Hubert H., 31-letni bezdomny, zdenerwował się, że policjanci legitymują go tego dnia już po raz szósty i w wulgarnych słowach określił swój stosunek do braci Kaczyńskich i do prezydenta osobiście.

Jakie dokładnie padły słowa, sąd wie jedynie na podstawie zapisków w notatniku służbowym policjantów, którzy sporządzili notatkę i wystąpili z zawiadomieniem o przestępstwie znieważenia prezydenta przez Huberta H. Sam bezdomny nie umiał dokładnie odtworzyć swych słów, bo, jak mówił już przed sądem, był tak pijany, że tego nie pamięta.

Na pierwszej rozprawie sąd odczytał odpowiedni fragment notatki z "wiązanką", ale nie pozwolił mediom na jej cytowanie. Hubert H. miał - ogólnie mówiąc - wyrazić pretensje wobec policjantów, którzy się go "czepiali", nazwać ich "kmiotami Kaczyńskich", a potem w wulgarny sposób powiedzieć, co i w jaki sposób zrobiłby z tymi politykami. "P... taki kraj, złodziei Kaczyńskich" - miał zakończyć.

Rosyjski kompan Huberta H. nie stawił się we wtorek przed sądem, a obrońca oskarżonego wycofał wniosek o jego przesłuchanie. Sąd oddalił wszystkie inne wnioski obrony: o zadanie pytania prawnego do Trybunału Konstytucyjnego o legalność przepisu przewidującego sankcję do 3 lat więzienia za znieważenie prezydenta, a także o opinie biegłych. Obrońcy chcieli też, aby w tej sprawie wypowiedział się sam prezydent i wnioskowali o wszczęcie postępowania mediacyjnego. Przewód sądowy został zamknięty i prokurator Marcin Gołębiewicz mógł wygłosić mowę końcową.

Oskarżyciel podkreślił, że Hubert H., wypowiadając w obecności legitymujących go policjantów obelżywe wobec prezydenta słowa, dopuścił się znieważenia głowy państwa w sposób umyślny i z zamiarem bezpośrednim, a w dodatku zrobił to bez wyraźnej przyczyny, bo policjanci jedynie go legitymowali.

"Oskarżony wyrażał się z pogardą dla autorytetu - bądź co bądź - głowy państwa. Autorytet prezydenta ma charakter obiektywny, odnosi się do urzędu, a nie do osoby, która ten urząd piastuje" - mówił prokurator Gołębiewicz.

Zaznaczając, że Hubert H. kilkakrotnie przepraszał prezydenta za swe słowa, prokurator uznał, że kara więzienia bez zawieszenia nie byłaby odpowiednia. Zwrócił uwagę, że podsądny udziela się obecnie w Górnośląskim Towarzystwie Charytatywnym, niosąc pomoc bezdomnym - co potwierdza dokument wystawiony dla sądu przez władze stowarzyszenia.

Z tego powodu prokurator uznał, że można w tej sprawie mówić o "pozytywnej prognozie kryminologicznej" i liczyć, że nie wróci na drogę przestępstwa. Stąd wniosek o karę 3 miesięcy więzienia w zawieszeniu na próbny okres 2 lat.

W opinii obrońców Huberta H., którzy chcą jego uniewinnienia, bezdomny krytykował władzę, a nie ją znieważał - i miał do tego prawo. Nie wiadomo też ich zdaniem do końca, czy oskarżony faktycznie mówił o prezydencie, czy o jego bracie, bo sąd opiera się jedynie na policyjnej notatce sporządzonej po zajściu - nie przedstawiono innych świadków.

"Czy to nie jest trochę tak, że funkcjonariusze uwzięli się na naszego klienta? Sprawa z końca grudnia była prowadzona wręcz wzorcowo, już w styczniu były zarzuty. Życzyłbym sobie, żeby w innych, dużo ważniejszych sprawach organa ścigania też były takie regulaminowe" - mówił mec. Rafał Wypiór.

W opinii adwokatów, Hubert H. używał obelżywych słów, bo w swoim środowisku - osób bezdomnych czy skazanych (krótko przed zajściem Hubert H. opuścił więzienie), te "nacechowane z pozoru seksem słowa, w istocie miały być wyrazem jego pragnienia dominacji nad wzmiankowanymi politykami".

Odnosząc się zaś do słów o "złodziejach Kaczyńskich" mec. Maciej Burda przywołał film "O dwóch takich co ukradli księżyc", z którego dodatkowo - jego zdaniem - wynika powszechne w społeczeństwie tworzenie zbitki znaczeniowej "politycy-złodzieje".

Obrońców wspierała Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Jej reprezentanci, jako tzw. przedstawiciele społeczni w procesie, mówili, że przepisy karne dotyczące znieważenia głów państwa, łagodzi lub wycofuje z kodeksów wiele krajów, w tym np. Słowacja. Mówili też o innych przykładach wypowiedzi krytycznych czy satyrycznych wobec władzy (powołali się na osławione publikacje niemieckiej gazety Die Tageszeitung porównującej braci Kaczyńskich do kartofli).

"Jeden z polityków postulował nawet wystosowanie za autorem publikacji Europejskiego Nakazu Aresztowania. Do czego to prowadzi?" - mówił działacz helsińskiej fundacji.

Na koniec głos zabrał sam oskarżony. "Nikogo nie chciałem obrazić. Chciałem - i to mi się udało - zwrócić uwagę na los ludzi bezdomnych, którzy stali się bezdomni często nie z własnej winy, którymi się gardzi. Zapytuję was wszystkich, czy dobrze wam się z nami żyje" - powiedział w ostatnim słowie.

Sąd ogłosi wyrok 12 grudnia.

pap, ss, ab