My name is Bourne... Jason Bourne

My name is Bourne... Jason Bourne

Dodano:   /  Zmieniono: 
W „Quantum of Solace” jest prawie wszystko, co powinno być w dobrym filmie sensacyjnym. Ale nie ma prawie nic z tego, czego oczekiwalibyśmy po Bondzie.
Już sam wymoczkowaty przeciwnik agenta 007 rozczarowuje. To zwykły detalista w porównaniu do swoich poprzedników, dla których „świat to za mało". Dominica Greene’a zadowala, nawet nie zdobycie władzy, ale ściągnięcie haraczu z jednego tylko kraju. Sam James Bond też nie przypomina siebie sprzed lat. Od garniturów od Brioni woli t-shirty. Do łóżka w całym filmie zaciąga tylko jedną kobietę, czym znacznie obniża swoją dotychczasową średnią. W dodatku w „Quantum of Solace" znowu nie zobaczymy Moneypenny ani Q z jego gadżetami. Aston Martin mignie nam tylko w scenie pościgu na początku filmu (mignie dosłownie, ponieważ montaż dynamicznych scen przypomina sposób kręcenia teledysków do tej strasznej niemieckiej muzyki granej w dyskotekach). Nie usłyszymy też jednego z najsłynniejszych cytatów kina „My name is Bond… James Bond".

Kto wie, być może Bond przejęzyczyłby się i przedstawił jako Bourne… Jason Bourne. Najnowsze przygody agenta Jej Królewskiej Mości przypominają bowiem inne szpiegowskie filmy, szczególnie trylogię o Bournie. „Quantum of Solace" jest dużo bardziej realistyczny, szorstki i brutalny niż poprzednie części serii. Podobną rzecz z Batmanem zrobił Christopher Nolan w „Mrocznym rycerzu". Tyle tylko, że dzięki temu jego film wyróżnił się nie tylko na tle wcześniejszych ekranizacji przygód człowieka-nietoperza, ale też na tle wszystkich innych filmów z bohaterami z komiksów. Reżyser Marc Forster zrobił coś dokładnie odwrotnego. Odebrał swojemu Bondowi wszystko to, co odróżniało go od dziesiątków innych filmów szpiegowskich. Sukces agentowi 007 przyniosło traktowanie jego przygód z przymrużeniem oka. Idąc na Bonda wiedzieliśmy, co dostaniemy: strzelaniny, pościgi, piękne kobiety, a do tego szczyptę bajki i odrobinę komedii i kilka słynnych, wydawałoby się nieśmiertelnych elementów. Niestety, dziś z tych smakowitych dodatków nie zostało nic.
 
Forster zapowiada, że nie zgodzi się na reżyserowanie kolejnego Bonda. I bardzo dobrze. Miejmy nadzieję, że jego następca odda nam starego, dobrego 007.

"007 Quantum of Solace", USA , Wielka Brytania, 2008