"Artysta" - niemy nie znaczy gorszy

"Artysta" - niemy nie znaczy gorszy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Na tegorocznym festiwalu w Cannes w konkursie głównym można było obejrzeć film niemy. Obraz z miejsca podbił serca widzów. „Artysta” w reżyserii Michela Hazavaniciusa przenosi nas do lat 20-tych XX wieku, kiedy kino nieme w USA przeżywało lata swojej świetności.
Tytułowy artysta to George Valentin (świetny Jean Dujardin), hollywoodzka gwiazda kina niemego. Jego rozbrajający uśmiech sprawia, że kobiety go kochają, a mężczyźni widzą w nim swojego przyjaciela. Na scenie i poza nią Valentinowi towarzyszy zawsze wierny przyjaciel – nauczony zabawnych sztuczek mały piesek. Sielanka kończy się gdy na horyzoncie pojawia się pierwszy udźwiękowiony film. To początek upadku wielkiego artysty, któremu nawet przez głowę nie przechodzi myśl, by wystąpić w takiej produkcji. Nadal kręci więc nieme obrazy. Na kolejne filmy przychodzi jednak coraz mniej osób. Na domiar złego Stany Zjednoczone nawiedza wielki kryzys finansowy.

Jedyną osobą, której zależy na aktorze – nie licząc jego psa i kierowcy – jest Peppy Miller (urocza Bérénice Bejo), aktorka, która rozpoczynała swoją karierę, gdy Valentin znajdował się u szczytu sławy. To dzięki naszemu bohaterowi Peppy dostała się do filmowego światka, a w momencie, gdy na ekranie wybrzmiały pierwsze słowa, zaczęła święcić tryumfy. I nie zapomniała o Valentinie. Artysta jest jednak zbyt dumny, by przyjąć jej pomoc.

Francuski „Artysta" to film pełen uroku. Jest jednocześnie klasyczny i nowoczesny. W scenariuszu przemyślanym od początku do końca nie ma ani jednej niepotrzebnej sceny. Mimo braku dialogów wszystko doskonale rozumiemy. Co więcej, historia wywołuje w nas prawdziwe wzruszenie. Obraz nie pozbawiony jest także humoru. Jednym słowem – kapitalne kino.