Madonna: królowa wciąż jest tylko jedna

Madonna: królowa wciąż jest tylko jedna

Dodano:   /  Zmieniono: 2
Choć Madonna ma już 54 lata, wygląda na to, że nie musi się obawiać pretendentów do zajmowanego przez siebie tronu Królowej Popu. Nowym, dwunastym w karierze krążkiem amerykańska piosenkarka udowadnia, że nadal ma zamiar walczyć o palmę pierwszeństwa i w bojowym nastroju zapewnia, iż niełatwo będzie jej strącić koronę z głowy. "MDNA" to pozytywna, klubowa mieszanka, na której każdy fan Madonny znajdzie coś dla siebie. Zadowoleni będą zarówno zwolennicy jej początków, jak i fani eksperymentów, a nawet "balladowi tradycjonaliści".
W pierwszym utworze „Girls gone wild" (który jest drugim singlem z płyty) jurna 54-latka opowiada o tym, że dziewczyny też chcą się trochę zabawić. Ktoś złośliwy mógłby zapytać, skąd może wiedzieć, co robią „dziewczyny", ale posłuchajcie – naprawdę wie i to raczej nie tylko z obserwacji. Drugi numer to „Gang bang” - Madonna jest tutaj w bojowym nastroju i strzela w głowę niesfornemu kochankowi. Mam nadzieję, że fani Królowej (albo Mamy Monster) nie oskarżą mnie o bluźnierstwo, kiedy napiszę, że to stylistyka podobna do Lady Gagi. Może wokalistki powinny zakończyć spory i wystąpić w duecie?

Po świetnym „Gang bang", dwa kolejne numery „I'm addicted" i „Turn up the radio” wypadają trochę blado, chociaż miłośnicy początków Madonny na pewno docenią ten oldschoolowy klimat disco. Z kolei „Give Me All Your Luvin'" to pierwszy singiel z płyty. Ten numer to z kolei Madonna w najlepszym wydaniu, plus świeża energia M.I.A. i Nicki Minaj. Cóż, nie mogło nie wyjść.

Natomiast „Superstar", nie tylko w warstwie tekstowej, znów wydaje mi się trochę wtórny. „You're my superstar, ohlala that's what you are, I'm your biggest fan"... Chyba już gdzieś to słyszeliśmy i nie bardzo da się to ukryć. Następny kawałek to „I don't Give A”, nagrany wspólnie z Nicki Minaj. Nie wiem, czego Madonna „nie daje”, ale na pewno ta piosenka nie daje się nie lubić. Do Nicki Minaj można mieć różne zastrzeżenia, ale na płycie Madonny zdecydowanie stanęła na wysokości zadania - anielskie chóry będące tłem dla stwierdzenia Nicki: „there's only one queen, and that's Madonna, bitch”, mówią wszystko na ten temat.

W „I'm A Sinner" Madonna znów przyznaje się do swoich małych grzeszków. Jeśli ktoś jeszcze miał przed oczyma obraz niewinnej, młodej Madonny śpiewającej o quasidziewiczych doznaniach, to po wysłuchaniu tej piosenki musi się pogodzić z faktem, że te czasy przeminęły bezpowrotnie. Teraz Madonna śpiewa „I'm a sinner, I like it that way" i wyzywa Wszystkich Świętych, aby ją powstrzymali. Jeśli się odważą, oczywiście.

Podstawową wersję płyty kończą trzy ballady - bardziej dla Madonnowych tradycjonalistów niż wcześniejsze kawałki. Spośród „Love spent", „Falling free" i „Masterpiece”, największe wrażenie robi ten ostatni utwór, jak najbardziej słusznie nagrodzony Złotym Globem za najlepszą piosenkę filmową (ścieżka dźwiękowa filmu „W.E.” w reżyserii Madonny). Przyznacie, że „it hurts so much to be in love with a masterpiece” to mądre słowa.

W specjalnej wersji deluxe można posłuchać jeszcze pięciu kawałków. Pierwszy z nich to „Beautiful Killer", który ma szansę zostać piosenką historyczną – mogę się założyć, że na Youtube pojawi się komentarz „w 3:45 słychać strzały" - i tym razem będzie to prawda. „I fucked up” to ładna ballada z brzydkimi słowami , w której Królowa pokazuje, że ma też ludzkie oblicze. Bo nie ma chyba nic bardziej ludzkiego niż wyznanie: „I fucked up, nobody does it better than myself”. Ciekawostką jest „B-day song”, nagrana razem z M.I.A., czyli po prostu urodzinowa piosenka w wersji Madonny.  Płytę kończy remix „Give me All Your Luvin'” z podstawowej wersji płyty, popełniony przez LMFAO.

„MDNA" na pewno nie będzie płytą waszego życia, ani nie zrewolucjonizuje oblicza muzyki. Ale z drugiej strony - Madonna chyba nie musi już nikomu niczego udowadniać i spokojnie może nagrać płytę, która jest po prostu lekka i przyjemna. Mimo, że momentami bywa trochę przezroczysto, to i tak myślę, że wiosna i lato 2012 w klubach będzie należeć do Madonny. Cóż, w końcu „there's only one queen, and that's Madonna, bitch".