OFE do klientki: niech pani dostarczy swój akt zgonu

OFE do klientki: niech pani dostarczy swój akt zgonu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. sxc.hu Źródło:FreeImages.com
Otwarty Fundusz Emerytalny Aegon przysłał do pani Anety Głowani prośbę o... dostarczenie do funduszu jej aktu zgonu. - To jakaś paranoja! Najpierw mnie uśmiercili, a później z zaświatów kazali dostarczyć akt własnego zgonu - denerwuje się pani Aneta.
Tymczasem przedstawiciele Aegonu tłumaczą, że takie są... procedury. - Może wydają się upiorne, ale mają uzasadnienie. Kiedy osoba odkładająca i inwestująca za naszym pośrednictwem pieniądze nie podaje swoich spadkobierców, najlepszym sposobem na ich znalezienie jest wysłanie listu do niej samej - twierdzi. Ale dlaczego od razu trzeba klientkę uśmiercać? Tu Aegon umywa ręce. - 1 lutego ZUS przysłał nam informację o sześciuset zmarłych. W tej grupie znalazła się też pani Głowania. W takiej sytuacji uruchamiamy procedurę wypłaty pieniędzy. Nie sprawdzamy informacji z ZUS-u, przyjmujemy je za pewnik - mówi Kostrzyński.

ZUS też nie poczuwa się do winy. Według ZUS-u winny jest ostatni pracodawca, który w momencie wyrejestrowania podwładnej, zamiast właściwego kodu podał tzw. kod 500, czyli informację o jej śmierci. - To jego poszkodowana może pozwać do sądu. My nie mamy możliwości kontrolowania płatnika i sprawdzania, czy zrobił to umyślnie, czy przez przypadek. Zasada działania ZUS-u jest taka, że wierzymy naszym płatnikom - mówi przedstawiciel Urzędu.  Głowania zamierza jednak domagać się od ZUS-u odszkodowania. - Nie popuszczę! Urzędnicy zrobili mojej rodzinie wielką krzywdę - twierdzi.

Okazuje się więc, że profilaktycznie zawsze należy mieć przy sobie swój akt zgonu. Inaczej kontakty z ZUS-em są utrudnione.

"Gazeta Wyborcza", arb