Agnieszka Szczepańska, „Wprost”: Jak wynika z ustaleń WP, część firm importujących zboże z Ukrainy miała związki z obecnym obozem władzy. To pana zaskoczyło?
To bulwersujące. Łączenie polityki z biznesem nie powinno mieć miejsca. Nie wolno politykowi zarabiać na własnym środowisku. Nasuwa się myśl, że tym ludziom zabrakło patriotyzmu, z drugiej strony, jeśli ktoś na rynku może coś kupić taniej – oczywiście o odpowiedniej jakości – to każdy to zrobi. Pani też pewnie idzie do sklepu, w którym jest taniej. Ale kryje się w tym niebezpieczeństwo.
Co ma pan na myśli?
Jeśli przedsiębiorcy sprowadzali zboże gorszej jakości, to przeniesie się to na poziom żywności w Polsce. Konkurencja europejska wcześniej czy później to wykorzysta. Jest wojna, ale pewne zasady między państwami muszą obowiązywać. Nie można sprowadzać złego zboża i wojna nie jest tu żadnym usprawiedliwieniem. To prosta droga do destabilizacji własnej gospodarki. Działania powinny być natychmiastowe.
Minister Robert Telus przekonuje w RMF FM, że zależy mu na tym, aby każdy produkt był dokładnie sprawdzany, a w rozmowie z ukraińskim szefem resortu rolnictwa zapowiedział zdecydowanie, że nie tylko zboże, ale drób, jajka, cukier, mąka, które wpłyną do Polski, będą kontrolowane.
Z tych rozmów nic nie wynika, nie tędy droga. Ukraiński minister nie robi nam żadnej łaski, to my robimy łaskę własnym rolnikom. A przecież można to uporządkować. Rząd powinien zamknąć granicę na dwa tygodnie, aby Komisja Europejska zauważyła problem. Tymczasem szefowa KE lata do Chin, Morawiecki do USA, kupuje czołgi, które dostaniemy za trzy lata. To są dla nich priorytety.
Jak pan ocenia starania ministra rolnictwa w dążeniu do rozwiązania problemu polskich rolników?
Przy tej atmosferze niechęci do rolników, bałaganie gospodarczym, każdy, kto pójdzie do resortu rolnictwa, jest spalony.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.