Morawiecki w siedzibie PAP: Ludzie są wyrzucani z pracy, terroryzowani, szantażowani

Morawiecki w siedzibie PAP: Ludzie są wyrzucani z pracy, terroryzowani, szantażowani

Mateusz Morawiecki przed TVP
Mateusz Morawiecki przed TVP Źródło:PAP / Leszek Szymański
Politycy PiS wciąż prowadzą swoją interwencję poselską w siedzibie Polskiej Agencji Prasowej. W budynku obecny był również były premier Mateusz Morawiecki. – Mamy do czynienia z ludzkimi dramatami, ludzie są wyrzucani z pracy, są terroryzowani, szantażowani – relacjonował na antenie Telewizji Republika.

Atmosfera w siedzibie Polskiej Agencji Prasowej zgęstniała w czwartek wieczorem. Do budynku weszło kilkunastu parlamentarzystów PiS, w środku znajdował się zarówno nowy, jak i odwołany prezes spółki. Ten pierwszy, Marek Błoński, przekonuje, że zarząd agencji pracuje i pomimo utrudnień wykonuje swoje obowiązki. Wiadomo jednak, że nie dostał się do blokowanego przez posłów i odwołanego Wojciecha Surmacza gabinetu.

W piątek około godziny 14 w siedzibie PAP pojawili się prezes PiS Jarosław Kaczyński oraz były premier Mateusz Morawiecki, który wypowiadał się na antenie Telewizji Republika. – To całkowita uzurpacja – mówił o wydarzeniach w mediach publicznych. – Mamy do czynienia też z ludzkimi dramatami. Ludzie są wyrzucani z pracy, są terroryzowani, szantażowani. To, co robi ekipa Tuska, to jest coś naprawdę nieludzkiego i to z całą świadomością, tuż przed świętami – stwierdził.

Morawiecki przypomina 13 grudnia 1981 roku

Morawiecki oceniał, że działania ministra Sienkiewicza są „absurdalne”. – To, kto może być odwołany i powołany, opisuje ustawa o Radzie Mediów Narodowych. Nie ma mowy o tym, aby powoływać się na ogólne przepisy Kodeksu spółek handlowych, ponieważ w prawie jest taka zasada, że jeśli mamy prawo bardziej szczegółowe, to ma ono pierwszeństwo nad prawem ogólnym – oceniał. – Tuskowi zależy na tym, żeby nikt nie patrzył mu na ręce – dodał.

Były premier odwoływał się też do wydarzeń z 13 grudnia 1981 roku, gdy „sygnał został wyłączony, a naród został pozbawiony dostarczenia normalnych informacji”. – Wtedy była propaganda komunistyczna, a teraz jest propaganda platformerska. Tusk bał się, że TVP będzie przekazywać rzetelne informacje, dlatego wyłączył przekaz. Te skojarzenia ze stanem wojennym są jak najbardziej właściwe – mówił dalej.

Dziennikarze PAP przerywają milczenie. „Polityczny dozór przyniósł cenzurę”

Chaosu w PAP mają już dość pracujący w agencji dziennikarze. W piątek opublikowali petycję, w której ujawnili, co przy ulicy Brackiej działo się przez ostatnie lata. „Za normalność uważamy codzienną pracę polegającą na dostarczaniu rzetelnych i bezstronnych informacji na temat sytuacji w naszym kraju i na świecie. O życiu politycznym, społecznym, gospodarczym, kulturalnym, naukowym czy sportowym. Za normalność uważamy sytuację, w której nasze depesze są godnym zaufania tworzywem lub punktem odniesienia dla innych mediów, albo wręcz gotowym produktem do publikacji przez nie” – wyjaśniają.

Dziennikarze związani z PAP przekonują, że normalność ta została w ostatnich latach „stłamszona, ograniczona”, co uniemożliwiło bądź utrudniło ich pracę. Ich zdaniem, polityczny nadzór czy też dozór w agencji przyczynił się do zmian, z którymi nie sposób się pogodzić.

„Polityczny dozór przyniósł cenzurę i propagandę w Codziennym Serwisie Informacyjnym PAP, który – jest głównym produktem Agencji. Szczególnie zaś było to widoczne w otwartym serwisie pap.pl. Serwis PAP jest dowolnie pojemny, co umożliwiło wielu z nas pracę nad zapewnianiem treści zgodnych ze standardami profesjonalnego dziennikarstwa agencyjnego. Propaganda sączyła się głównie w postaci dodatkowych depesz, zapewnianych przez dotychczasowe kierownictwo, zgodnie z bieżącymi oczekiwaniami politycznymi” – piszą autorzy petycji.

Czytaj też:
Niespokojna noc w siedzibie PAP. Matecki: Trwa szturm ludzi Tuska
Czytaj też:
Helsińska Fundacja Praw Człowieka komentuje zmiany w mediach: Poważne wątpliwości prawne