Niewolnicy MPK

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ten sam człowiek, w tym samym ubraniu roboczym i na tym samym sprzęcie wykonuje tę samą pracę, ale dostaje za nią prawie trzy razy mniej pieniędzy. Jak to możliwe - opisuje "Gazeta Wyborcza".

Zaczęło się w 2004 r. MPK tonął w długach. Nowy prezes szukał oszczędności, m.in. na wysoko płatnych nadgodzinach. Dogadał się ze Związkiem Zawodowym Kierowców i Motorniczych Komunikacji Miejskiej i ten uruchomił tzw. spółdzielnię, działającą jak agencja pracy tymczasowej. Zatrudniła ona etatowych pracowników MPK na umowach-zleceniach i wynajmuje ich MPK.

W efekcie w dzień kierowca jeździ dla miejskiego przewoźnika, a po pracy zmienia tabliczkę z numerem służbowym za szybą i jest już pracownikiem spółdzielni. I zamiast odpocząć, zasuwa za kółkiem za marne grosze: dostaje na rękę 8,5 zł za godzinę. Za nadgodziny w ramach etatu dostawałby dwa i pół razy więcej. Dzięki temu rocznie na nadgodzinach MPK oszczędza 1,8 mln zł.

- To patologia, mówi Jerzy Iwaszkiewicz, rzecznik Państwowej Inspekcji Pracy w Łodzi. - To największa w regionie akcja przeciw łamaniu praw pracowniczych. W wyniku kontroli inspektorzy PIP postanowili wystąpić z 1,7 tys. pozwów. Uznali, że z powodu dorabiania w spółdzielni pracownicy pracowali dodatkowo od 20 do prawie 100 godzin w miesiącu. Jeśli sąd uzna, że zostali pokrzywdzeni, trzeba im będzie wypłacić pieniądze za nadgodziny za trzy lata wstecz i wyrównać składki ZUS.