Ile brał kardiochirurg G.

Ile brał kardiochirurg G.

Dodano:   /  Zmieniono: 
"Gazeta Wyborcza": udało się w dwóch niezależnych źródłach ustalić szczegóły zarzutów, które prokuratura postawiła aresztowanemu kardiochirurgowi ze szpitala MSWiA w Warszawie.
Dziennik przypomina, że wiedza prokuratury i Centralnego Biura Antykorupcyjnego opiera się na podsłuchach, m.in. w gabinecie Mirosława G. Plan śledztwa był taki: w przypadku "podsłuchania" wręczenia łapówki funkcjonariusze CBA mieli spróbować dotrzeć do osób, które dały pieniądze. Udało się to w przypadku siedmiu pacjentów, których bliscy zapłacili lekarzowi.

Oto trzy z siedmiu udokumentowanych przypadków: za wszczepienie zastawki i "należytą opiekę", rodzina A. zapłaciła dr. G. 1,5 tys. zł (w dwóch ratach - 500 zł i 1 tys. zł); rodzina B. za "należytą opiekę" zapłaciła 1,5 tys. zł; rodzina C. za wszczepienie zastawki dała kardiochirurgowi 500 zł. W sumie 15 zarzutów korupcyjnych, które prokuratura postawiła Mirosławowi G., dotyczy okresu od 13 grudnia 2006 r. do 22 stycznia 2007 r. Kolejny, 16. zarzut dotyczy niesprecyzowanego dnia w grudniu 2006. Żaden nie dotyczy przeszczepu serca.

Prokuratura podejrzewa Mirosława G. także o znęcanie się psychiczne i fizyczne nad jednym z podwładnych. Chodzi o kardiochirurga W. Zarzut dotyczy lat 2001-02. G. miał według prokuratury straszyć W. zwolnieniem z pracy, zmuszać do pracy po godzinach, kwestionować jego umiejętności zawodowe oraz grozić, że "go wykończy". Dziś dr W. pracuje w instytucie w Aninie.

18. zarzut dotyczy narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia pacjenta w listopadzie ubiegłego roku. Chodzi o mężczyznę, którego rodzina wpłaciła później kardiochirurgowi 1,5 tys. zł (rodzina A.) - wylicza gazeta.

I wreszcie najcięższy zarzut, czyli zabójstwo. Sprowadza się do tego, że lekarz zignorował informację o rozległym zapaleniu płuc, nie przesunął, choć mógł, terminu operacji, czym godził się na skutek w postaci śmierci pacjenta. Co więcej, według prokuratury, wydał polecenie odłączenia biopompy, którą pacjent podtrzymywany był przy życiu, choć nie zapoznał się osobiście z dokumentacją medyczną pacjenta. Więcej na ten temat we wtorkowym wydaniu "Gazety Wyborczej".