Jaki jest los pacjentów, którzy szykowali się do najpoważniejszej w ich życiu operacji: przeszczepu serca w warszawskim Szpitalu MSWiA? "ŻW" dotarło do jednego z chorych, któremu Mirosław G. miał przeszczepić serce. Po tym jak w lutym lekarz trafił do aresztu, plany legły w gruzach. Jest grudzień, a pacjent wciąż czeka na zabieg.
"Jestem zakwalifikowany do przeszczepu. Jeśli ktoś ma mnie operować, to tylko doktor G." - mówi Stanisław K. spod Łodzi.
Do lecznicy przy Wołoskiej skierował go kardiolog z łódzkiego szpitala MSWiA. "W ubiegłym roku dwukrotnie byłem na specjalistycznych badaniach w Warszawie. Czułem się bardzo źle. Zostałem zakwalifikowany do przeszczepu" - opowiada Stanisław K. Operację miał przeprowadzić Mirosław G. "Konkretnej daty zabiegu mi nie podano. Termin jest uzależniony od tego, kiedy trafi się dawca" - wyjaśnia rozmówca dziennika.
Chory wrócił do domu i czekał na wezwanie. Nie doczekał się. W lutym zobaczył w telewizji, jak lekarza, który miał go operować, wyprowadza w kajdankach CBA. Dr G. w niedzielę przeprowadził ostatni przeszczep, w poniedziałek usłyszał zarzuty korupcji, zabójstwa pacjenta i mobbingu.
Stanisław K. bierze leki, jest pod stałą opieką swojego kardiologa. "Teraz czuję się lepiej, nie szukam żadnej innej kliniki. Odłożyłem tę sprawę, będę czekał na doktora G." - mówi.
Z łódzkiego szpitala trafił na Wołoską również Wojciech C. "W dwa miesiące poważnie zachorowałem i wylądowałem u doktora G." - opowiada Wojciech C. z Piotrkowa Trybunalskiego. "Myślałem, że to płuca, ale okazało się, że wysiada mi serce. Miałem dwa udary" - tłumaczy. Ostatnio, jak mówi, jest lepiej, więc decyzję o przeszczepie na razie wstrzymano.
Ilu chorym głośne zatrzymanie G. pokrzyżowało plany? Nie wiadomo - podkreśla "Życie Warszawy". Pewne jest, że jeśli wróci na Wołoską (według nieoficjalnych informacji, szpital o to zabiega), pacjenci będą czekać.