Gasną czerwone latarnie

Gasną czerwone latarnie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Holenderska polityka tolerancji znalazła się w odwrocie - pisze "Gazeta Wyborcza". Domy publiczne zamieniają się w apartamentowce, coffee shopów ubywa, a halucynogenne grzybki znikają ze sklepów.
Niby wszystko jest po staremu - marihuana i sekskluby są w zasięgu ręki, a za eutanazję lekarze nie idą za kraty. A jednak władze lokalne i centralne krok po kroku likwidują przyczółki swobód, o których w innych częściach Europy ciągle można tylko marzyć.

Największe zmiany widać w seksbiznesie. W Amsterdamie wkrótce może zniknąć słynna dzielnica czerwonych latarni, istniejąca od XIV w., gdzie witryny z prostytutkami i sekskluby przyciągają setki tysięcy turystów. We wrześniu kosztem 20 mln euro miasto wraz z firmą deweloperską wykupiły 51 "okienek" wynajmowanych dotąd przez prostytutki. Na obszarze zajmującym sporą część dzielnicy czerwonych latarni powstaną apartamentowce i lokale użytkowe.

Kilka dni temu władze Amsterdamu zapowiedziały też, że od nowego roku wprowadzą licencje dla właścicieli domów publicznych, agencji towarzyskich i firm oferujących luksusowe "panie do towarzystwa", a burmistrz Job Cohen zwrócił się do władz Holandii, by wprowadziły zapis pozwalający karać sutenerstwo. 

Holandia siedem lat temu zalegalizowała całkowicie prostytucję - prostytutki płacą podatki, mogą zakładać jednoosobowe firmy świadczące usługi. Dziś eksperci i - na razie nieśmiało - politycy mówią, że nie przyniosło to spodziewanych efektów. - Myśleliśmy, że pozbędziemy się takich zjawisk jak handel żywym towarem czy zmuszanie do prostytucji, ale to się nie udało - tłumaczy "Gazecie" Jaap Woldendorp, politolog badający od lat holenderskie obyczaje. Stało się odwrotnie.

Zmienia się też liberalna polityka wobec miękkich narkotyków. Za rządów chadeckiego premiera Balkenendego zmniejszyła się liczba coffee shopów - lokali, w których zgodnie z prawem można kupić na własny użytek i zażyć miękkie narkotyki, np. marihuanę. Te, które zostały, muszą się liczyć z różnego rodzaju ograniczeniami. Burmistrz Rotterdamu Ivo Opstelten zdecydował np., że coffee shopy nie mogą działać w promieniu 200 m od szkoły. Do 2009 r. zniknie 27, czyli połowa tutejszych lokali. W ślady Rotterdamu idą inne gminy.