Też mieli strzelać. Odmówili

Też mieli strzelać. Odmówili

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zarówno dowódca bazy jak i patrolu, który ostrzelał Nangar Khel, najprawdopodobniej wiedzieli, że to cel cywilny. Dlaczego? Bo wcześniej był tam inny patrol i strzelać nie chciał - pisze "Gazeta Wyborcza".

Tak wynika z zeznań świadków, jakimi dysponuje poznańska prokuratura. Afgańską wioskę Nangar Khel ostrzelał 16 sierpnia polski patrol z bazy Wazi-Kwa. Zginęło sześciu cywili, w tym kobiety i dzieci, a trzy osoby zostały ranne.

Według "Faktów" TVN, zanim Nangar Khel ostrzelał moździerz 1. Plutonu Szturmowego, wysłano tam inny polski patrol. Miał ostrzelać wioskę pociskami kasetowym, ale obsługa moździerza 98 mm odmówiła wykonania rozkazu. Żołnierze stwierdzili, że jest to cel cywilny, a nie wojskowy. Dlatego został wysłany kolejny patrol - siedmioosobowy, z moździerzem mniejszego kalibru, 60 mm.

Były dwa patrole i jeden odmówił strzelania? - Do takiego zdarzenia doszło - powiedział "GW" w piątek jeden z prokuratorów. Według nieoficjalnych informacji dowódca polskiej bazy, aresztowany major Olgierd C., znał przyczynę odmowy wykonania rozkazu przez obsługę moździerza 98 mm. A zatem powinien brać pod uwagę, że w obiektach, które mają ostrzelać nasi żołnierze, są cywile, a nie talibowie.

Prokuratorzy powiedzieli gazecie, że żołnierze z drugiego patrolu są cennymi świadkami. Prokuratura dysponuje też świadkami incognito, którzy wiedzą jak podejmowano decyzję o ostrzale.

Mjr Olgierd C. już po akcji 16 sierpnia ustalał z dowódcą patrolu ppor. Łukaszem B. wersję wydarzeń, wedle której polscy żołnierze zostali zaatakowani, a w czasie walki talibowie wykorzystali cywilów z Nangar Khel jako żywe tarcze. Według informacji "GW" także ppor. Łukasz B., gdy wyjeżdżał na akcję, wiedział, że koledzy odmówili strzelania do afgańskiej wioski.

Według ustaleń Żandarmerii Wojskowej po ostrzelaniu wioski nie znaleziono żadnych śladów pobytu w tym miejscu talibów, wykluczono również, że polski patrol był atakowany.