Rząd chce sprzedać 1000 firm

Rząd chce sprzedać 1000 firm

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rząd przyśpiesza prywatyzację i do końca 2011 roku chce sprzedać udziały w tysiącu firm. Ich pracownikom przypadnie 15 proc. akcji, zaś do kasy państwa ma wpłynąć aż 27 mld zł.

Jak dowiedział się dziennik "Polska", w Ministerstwie Skarbu zakończono prace nad czteroletnim programem prywatyzacji. Zostanie on ogłoszony na początku marca, w sto dni po powołaniu rządu Donalda Tuska.

Według szacunków dziennika na jednego pracownika Poczty, podobnie jak PKP, może przypaść kilka tysięcy złotych. Nie są to takie kokosy, jak w bardzo zyskownym banku PKO BP, gdzie po prywatyzacji przez giełdę jesienią 2004 roku 50 tys. pracowników dostało akcje warte, bagatela, 4,2 mld zł.

Rząd zamierza częściowo sprywatyzować Pocztę przez giełdę w 2011 roku. Na liście firm do prywatyzacji, którą wkrótce ogłosi minister skarbu Aleksander Grad, znajdą się też największe spółki z Grupy PKP - InterCity i Cargo - których akcje mają trafić na giełdę już w 2009 roku. Spółka PKP Przewozy Regionalne trafi w ręce samorządów. Tu cel jest prosty: marszałkowie województw mają skuteczniej niż państwo nadzorować lokalne koleje. Samorządy mają większe szanse na unijne dofinansowanie modernizacji i zakupów nowego taboru.

- PKP Przewozy Regionalne szybko zaczną przynosić zyski, co pozwoli im na podwyżki dla pracowników. To zupełnie naturalny proces - twierdzi Adrian Furgalski z zespołu doradców Tor.

Podwyżki są naturalne, ale w wielu firmach po wejściu prywatnych inwestorów zaczynają się zwolnienia grupowe. Tak było choćby w TP SA, gdzie w latach 2002-2005 z pracy odeszło ponad 30 tys. pracowników. To przykład prywatyzacji, która wprawdzie doprowadziła do lepszego zarządzania wielką firmą, ale za to kosztem ostrych cięć w zatrudnieniu.

Rząd nie chce pozbywać się na razie państwowych udziałów w spółkach surowcowych: Orlenie, PGNiG, KGHM i Lotosie, bo wciąż obawia się wrogich przejęć ze strony Rosji i zagrożenia bezpieczeństwa energetycznego Polski. Jedynie pracownicy gazowego koncernu PGNiG, zgodnie z przedwyborczą obietnicą PO, dostaną już w połowie tego roku 15 proc. akcji swojej firmy. Do tego pakietu, wartego 4,4 mld zł, uprawnionych jest 60 tys. osób.

Przykłady prywatyzacji w innych krajach pokazują jednak, że wydostanie się spod państwowej kurateli częściej wychodzi firmom na dobre. W Szwajcarii działa kilkadziesiąt spółek kolejowych obsługiwanych przez samorządy. Pociągi są czyste i punktualne, a bilety, jak na warunki szwajcarskie, kosztują niewiele.

Kolejne polskie rządy obawiały się prywatyzacji większych firm. Przynosiło to często dramatyczne skutki - Kompania Węglowa przynosi wielkie straty, bo zdecydowanie zbyt wiele osób pracuje w administracji, a nie pod ziemią. Podobnie jest ze Stocznią Gdańsk, którą w ostatniej chwili przed upadłością uratował ukraiński Donbas. Tymczasem ledwie kilkaset metrów dalej działa z powodzeniem sprywatyzowana Stocznia Remontowa.

Eksperci chwalą rządowe przyśpieszenie prywatyzacji, choć krytykują sprzedaż akcji na giełdzie. Niekoniecznie oznacza ona poprawę działania firmy, bo będzie miała zbyt wielu właścicieli, a nie jednego, który postawi ją na nogi.