W Polsce z zarodkiem można zrobić wszystko. "Jeśli państwo sobie życzą, możemy skremować wasze zarodki" - usłyszeli dziennikarze gazety w jednej z klinik leczenia niepłodności w Wielkopolsce.
Klinik prywatnych wykonujących zabiegi in vitro jest w Polsce 42. Reporterzy "Dziennika" zadzwonili do połowy z nich. W co czwartej poinformowano ich o możliwości zniszczenia embrionów. Dziennikarze poszli tym tropem. Dwójka reporterów podawała się za małżeństwo dotknięte bezpłodnością. W pierwszej wytypowanej klinice usłyszeli: "Możecie je państwo sprzedać" - mówił o zarodkach lekarz, u którego "Dziennik" zamówił konsultację.
W innym miejscu było tak samo. "Jeżeli pani nie będzie chciała tych zarodków, to ja je od razu wyrzucę" - usłyszał dziennikarz od lekarki z kliniki na południu kraju. Kierownik gabinetu na Śląsku rozłożył ręce: "Zarodki są wasze. Możecie z nimi zrobić, co chcecie, także zniszczyć".
W jednej z klinik na Wybrzeżu, gdzie za przechowywanie zamrożonych embrionów trzeba płacić, reporterzy "Dziennika" zapytali, co zrobić, jeśli nie będą chcieli wydawać pieniędzy? I znowu pada odpowiedź: Zarodki zostaną zniszczone: "Trzeba to tylko zgłosić do pracownika laboratorium, który opiekuje się hodowlą".
Podobnie w jeszcze jednej klinice na Śląsku: "Albo zgadzają się państwo na przekazanie embrionów na rzecz kliniki, albo na ich rozmrożenie, co wiąże się z ich zginięciem" - wyjaśnia pracownica laboratorium.
W warszawskiej klinice InviMed nie ma możliwości zniszczenia zarodków, ale jak mówi rzecznik prasowy Marzena Smolińska, prawo jest jasne: "Zarodki należą do rodziców i mogą oni zrobić z nimi, co chcą, w tym zabrać do domu w specjalnym termosie".
Ale zdarzają się wyjątki. W jednej z klinik w Małopolsce odmówiono dziennikarzom wydania embrionów w celu zniszczenia, a położna nazwała je ciepło "mrożaczkami". W innej reporter usłyszał: "Jak pan w ogóle może o to pytać? Przecież to są małe dzieci. My tu dajemy życie".
W polskich klinikach praktyka postępowania z ludzkimi zarodkami zależy więc wyłącznie od etyki personelu. "Kliniki in vitro leczą bez licencji, bez nadzoru, bez raportów. Nie ma wiedzy, jak się postępuje z zarodkami" - potwierdza jeden z największych specjalistów od sztucznego zapłodnienia w Polsce prof. Marian Szamatowicz.
Czy jednak niedoskonałość prawa wszystko tłumaczy? Rzecznik ministerstwa zdrowia Ewa Gwiazdowicz mówi, że minister nie może oceniać, czy standardy postępowania z zarodkami są właściwe, bo nie ma żadnych regulacji prawnych. Jednak w kodeksie karnym istnieje art. 157a, który przewiduje do dwóch lat więzienia za uszkodzenie ciała dziecka poczętego lub rozstrój zdrowia zagrażający jego życiu. Tyle, że prawnicy spierają się, czy ma on zastosowanie tylko do dziecka w łonie matki, czy też do ludzkiego zarodka.