Producent niezniszczalnych Crocsów upada

Producent niezniszczalnych Crocsów upada

Dodano:   /  Zmieniono: 
Amerykańska firma produkująca sławne gumowe buty letnie Crocs jest na krawędzi bankructwa. Fluorescencyjne gumiaki z dziurami weszły na rynek w 2002 r. i stały się hitem, ponieważ były prawie niezniszczalne. Problem w tym, że teraz nikt nie potrzebuje drugiej pary i producent upada. Czyżby pozytywne skutki kryzysu? – zastanawia się przewrotnie „Liberation.”
Wyniki sprzedaży firmy Crocs na całym świecie są katastrofalne: oto cena za zbytnią trwałość, a wręcz zupełną niezniszczalność. Nawet rzesze „Crocsofili" w tym roku zrezygnowały z kupna kolejnej pary i wydania na nią kolejnych 30 dolarów, 21 euro lub odpowiedniej sumy we własnej walucie. Magazyny są pełne, klientów nie ma, producent ledwo wiąże koniec z końcem. Akcje firmy, niegdyś warte 75 dolarów, teraz kosztują 5. Zwolniono 1/3 pracowników, czyli 200 osób.

Historia tego psychodelicznego obuwia rozpoczęła się jednak już dawno. Stworzyli je w 1999 r. w Quebecu Andrew Reddyhoff i Marie-Claude de Billy, przekształcając zupełnie niewinny projekt sandałów z antybakteryjnego plastiku w znaną nam dzisiaj, wywołującą skojarzenia z atakiem Marsjan, „rewolucyjną" formę, o jaskrawej kolorystyce. Kampania promocyjna była tak udana, że ludziom wydały się niezbędne do życia. Moda szybko objęła Stany Zjednoczone, a w 2004 r. Europę. Biznes odkupili Amerykanie, przenosząc siedzibę firmy do Denver w Colorado.

Sukces Crocsów na całym świcie był niewiarygodny. Każdy chciał się w nich pokazać przed kamerą: George W. Bush, Al Pacino, Brooke Shields i Jack Nicholson – przypomina „Liberation".

W 7 lat sprzedano 100 milionów par. Sukces finansowy był tak ogromny, że zdecydowano się wprowadzić spółkę na giełdę: uzyskano 200 milionów dolarów. Zarząd zaczął mierzyć wysoko. Jak się okazało, zbyt wysoko, bo moda na kaprysy w rodzaju wielkich gumowych chodaków minęła wraz z nastaniem kryzysu: źle sprzedają się szczególnie te bardziej ekstrawaganckie ze 120 dostępnych modeli, takie jak wersja zimowa oklejona futrem i wersja wieczorowa – na szpilce. W Nowym Jorku nosi się teraz japonki, promowane przez Julię Roberts i Kate Moss; wielkie gumiaki są w odwrocie.

Jednak John Durden, nowy dyrektor generalny, w marcu przyjęty na stanowisko pierwszego ratownika, cały czas wierzy w moc Crocsów. – To fenomen społeczny. One mówią same za siebie. Jedni ich nienawidzą, a inni kochają – przekonuje.

W tym tygodniu spółka zdołała spłacić długi i jeszcze nie ogłasza upadłości. Jednak jeśli sprawdzą się czarne prognozy sprzedaży, nie utrzyma się już długo. Niegdysiejszy krzyk mody zostanie prawdopodobnie przekazany szpitalom jako darmowe obuwie ochronne.

AN/bcz