Wenecja chyli czoła przed Chavezem

Wenecja chyli czoła przed Chavezem

Dodano:   /  Zmieniono: 
Prezydent Wenezueli został niezwykle entuzjastycznie przyjęty na festiwalu filmowym w Wenecji. Hugo Chavez został tam zaproszony przez amerykańskiego reżysera Olivera Stone’a na premierę jego filmu „South of the Order”, opowiadającego o sytuacji politycznej w kilku krajach Ameryki Łacińskiej i Południowej, m.in. w Wenezueli. Włoska prasa jest oburzona.
W pełnej sarkazmu i zdumienia relacji z Lido dziennik „Corriere della Sera" podkreśla: „Wychwalany, czczony i otoczony pochlebstwami, co rzadko zdarza się przywódcy państwa za granicą, wenezuelski prezydent Hugo Chavez przybywa na festiwal filmowy i staje się na jeden dzień absolutnym panem czerwonego dywanu, gwiazdą nad gwiazdami”.

Według gazety weneckie Lido „oszalało" na punkcie człowieka, który „żuje kokę” i „często rozgrzewał serca włoskiej lewicy”. Dziennik dodaje ironicznie, że Oliver Stone i Hugo Chavez „wyglądali jak klony”: obaj w białych koszulach, ciemnych marynarkach i krawatach koloru płomiennej czerwieni.

Chavez witany był jak gwiazda rocka, a jego fani byli „w ekstazie" – czytamy w relacji „Corriere della Sera”. Komentator gazety wyraża przekonanie, że ludzie kina, którzy schylili czoła przed „początkującym dyktatorem” czcili jego mit, a nie rzeczywistość. Nie pokazuje jej także – dodaje autor – film Stone’a, w którym nie ma mowy o dławionej opozycji i terroryzowaniu dysydentów.

Hugo Chavez podbił Lido – ocenia z kolei „La Repubblica", nazywając Chaveza „supergwiazdą”. Dziennik odnotowuje, że w historii festiwalu był on pierwszym przywódcą państwa, przybyłym na pokaz filmu. Przez cały dzień to on opanował wenecką imprezę – podkreśla gazeta zwracając uwagę na czerwone sztandary, powiewające w pobliżu Palazzo del Cinema i obecność polityków włoskiej partii komunistycznej wśród witającego prezydenta tłumu.

Najostrzej z festiwalem rozprawia się „Il Giornale" ogłaszając „śmierć Wenecji”, bo zdaniem komentatora dziennika to, co się tam dzieje, to „przypadek kliniczny”. Sam festiwal gazeta nazywa „groteskowym karnawałem”, gdzie prezentowane są ciągle te same filmy. „Świat może się zmienić” – ocenia publicysta „Il Giornale” – ale w Wenecji jest ciągle to samo: „czerwone widma”, antyamerykanizm, antykapitalizm i antyberlusconizm, dyktatorzy i populiści.
„Odnoszę wrażenie, że festiwal w Wenecji żyje w bańce unoszącej się w powietrzu, poza światem, odizolowany od rzeczywistości i od życia" – podsumowuje „Il Giornale”.

PAP, im