Zachodnioniemieccy szpiedzy zapisywali dowcipy, które opowiadali sobie mieszkańcy NRD, by mieć rozeznanie w panujących tam nastrojach społecznych. Tak wynika z ujawnionych niedawno tajnych akt służby wywiadowczych. Wybrane żarty publikuje niemiecki „Spiegel”.
W ostatnio opublikowanym raporcie dużo jest żartów na temat przywódców politycznych, biurokracji czy przerw w dostawach energii.
- Żarty polityczne kwitną podczas dyktatur. Ten, kto żartuje lub śmieje się z dowcipów na chwilę tworzy demokrację oraz sprowadza przywódców reżimu do swojego poziomu – mówi, Christoph Kleeman, który zajmował się tajnymi archiwami.
W czasach komunistycznych strojenie sobie żartów było jak igranie z ogniem. Służba bezpieczeństwa była bardzo rozwinięta i każdy polityczny żart traktowany był, jako potencjalne zagrożenie wobec dyktatury. - Istniały przypadki aresztowań. Sytuacja była szczególnie zła w latach 50-tych i 60-tych – dodaje Kleeman.
Wśród zarejestrowanych żartów, Spiegel przytacza:
„Czy mieszkańcy wschodniej części Niemiec pochodzą od małp? Niemożliwe. Małpy nigdy by nie przeżyły na dwóch bananach rocznie".
„Co by się stało gdyby na pustyni zapanował komunizm? Na początku nic, ale szybko zabrakłoby piasku".
„Czemu Zachodnie Niemcy żyją na wyższym poziomie od nas? Ponieważ komuniści nie mogą u nich dostać pozwolenia na pracę".
Bardzo popularne były dowcipy o trabancie: „Wyprodukowano nowy trabant z dwiema rurami wydechowymi, żeby można go było używać jako taczki".
Żartowano również, że Czarnobyl nie był wypadkiem, ale zamierzonym działaniem Sowietów, by prześwietlić społeczeństwo. Później ukuło się powiedzenie: „Jeśli rolnik spadnie z traktora, znaczy, że jest blisko reaktora".
„Święta Bożego Narodzenia zostały odwołane, bo Maria nie znalazła pieluch dla dzieciątka, Józef został powołany do wojska, a Trzej Królowie nie dostali pozwolenia na podróż" – brzmi kolejny żart.
EW, Spiegel
- Żarty polityczne kwitną podczas dyktatur. Ten, kto żartuje lub śmieje się z dowcipów na chwilę tworzy demokrację oraz sprowadza przywódców reżimu do swojego poziomu – mówi, Christoph Kleeman, który zajmował się tajnymi archiwami.
W czasach komunistycznych strojenie sobie żartów było jak igranie z ogniem. Służba bezpieczeństwa była bardzo rozwinięta i każdy polityczny żart traktowany był, jako potencjalne zagrożenie wobec dyktatury. - Istniały przypadki aresztowań. Sytuacja była szczególnie zła w latach 50-tych i 60-tych – dodaje Kleeman.
Wśród zarejestrowanych żartów, Spiegel przytacza:
„Czy mieszkańcy wschodniej części Niemiec pochodzą od małp? Niemożliwe. Małpy nigdy by nie przeżyły na dwóch bananach rocznie".
„Co by się stało gdyby na pustyni zapanował komunizm? Na początku nic, ale szybko zabrakłoby piasku".
„Czemu Zachodnie Niemcy żyją na wyższym poziomie od nas? Ponieważ komuniści nie mogą u nich dostać pozwolenia na pracę".
Bardzo popularne były dowcipy o trabancie: „Wyprodukowano nowy trabant z dwiema rurami wydechowymi, żeby można go było używać jako taczki".
Żartowano również, że Czarnobyl nie był wypadkiem, ale zamierzonym działaniem Sowietów, by prześwietlić społeczeństwo. Później ukuło się powiedzenie: „Jeśli rolnik spadnie z traktora, znaczy, że jest blisko reaktora".
„Święta Bożego Narodzenia zostały odwołane, bo Maria nie znalazła pieluch dla dzieciątka, Józef został powołany do wojska, a Trzej Królowie nie dostali pozwolenia na podróż" – brzmi kolejny żart.
EW, Spiegel