Prezydent sugerował, że Iran jest teraz bardziej skłonny do rozmów, gdyż odczuwa skutki ostatnich sankcji ekonomicznych nałożonych na niego przez ONZ, Unię Europejską i same Stany Zjednoczone. "Mamy pewne wskazówki, że w Iranie panuje niepokój co do oddziaływania sankcji" - powiedział.
Sankcje - jak wynika z tych sygnałów, m.in. z kręgów emigracji irańskiej w USA - dotkliwie odczuwa sektor prywatny w Iranie, zmuszony do zwalniania pracowników. Powiększa to niezadowolenie w kraju. Jak pisze w "Washington Post" David Ignatius, innym czynnikiem powodującym, że reżim islamski skłania się do rozmów, są trudności techniczne w realizacji programu atomowego. "Raporty wywiadu amerykańskiego wskazują, że Irańczycy mają techniczne kłopoty w swoim programie wzbogacania uranu, co daje więcej czasu na dyplomację" - czytamy w artykule Ignatiusa.
Irański prezydent Mahmud Ahmadineżad wystąpił w poniedziałek z ofertą bezpośrednich rozmów z Obamą. Powiedział, że mogłoby do tego dojść podczas tegorocznej sesji ONZ we wrześniu w Nowy Jorku. Następnego dnia Biały Dom odrzucił propozycję rozmów na najwyższym szczeblu, ale rzecznik prezydenta Robert Gibbs dał do zrozumienia, że administracja jest gotowa do dialogu. "Zawsze mówiliśmy, że bylibyśmy gotowi usiąść i omówić nielegalny nuklearny program Iranu, jeżeli Iran podchodzi do tego poważnie" - powiedział.
W zeszłym tygodniu rzecznik Departamentu Stanu zasygnalizował, że USA są zainteresowane w rozmowach z Iranem o propozycji wzbogacania irańskiego uranu w innych krajach, np. w Rosji. Propozycję taką Obama wysunął już w zeszłym roku. Plan był dyskutowany z Irańczykami w Genewie, popierał go Ahmadineżad, ale Teheran ostatnie sie z niego wycofał pod naciskiem religijnego i politycznego przywódcy kraju, ajatollaha Alego Chamenei.
PAP