Quo vadis, Libio?

Quo vadis, Libio?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jak i kiedy zakończy się panowanie obecnego reżimu jest znacznie mniej ważne od tego, kogo i co wyniesie do panowania nowa era - pisze "The Guardian".
Wojna w Libii zbliża się do końca. Powstanie na przedmieściach Trypolisu, dezercja niektórych jednostek broniących stolicy i sceny radości na ulicach miasta jasno sugerują, że to już ostatnie tchnienia reżimu. Desperackie prośby o natychmiastowe rozmowy pokojowe ze strony rzecznika prasowego rządu pogłębiają to wrażenie. Powstanie staje się coraz powszechniejsze, pomogły też ataki lotnicze prowadzone przez państwa określane jako "Pan Nato".

Wielka Brytania i Francja przewodziła interwencji w Libii, tłumacząc niechętnej Ameryce i innym państwom NATO, że reżim potrzebuje tylko niewielkiego nacisku, by został zepchnięty do morza przez popularną opozycję. To miała być łatwa wojna, która dałaby duże polityczne korzyści państwom Zachodu. W rzeczywistości starcie przedłużyło się, polityczna euforia wobec zmian w Tunezji i Kairze opadła, zaś świat arabski zaczął podejrzewać Zachód o nieczyste motywy. Obawy, że nawet silne ataki powietrzne nie przyniosą w Libii całkowitego zwycięstwa, zastąpił strach o przyszłość Libii po zmianie rządu.

Strach pogłębił się po ostatnim morderstwie Abdela Fatah Younisego, przywódcy wojskowego powstania. Wydarzenie doprowadziło do rozwiązania powstańczego rządu. Może to być zarówno wskaźnik rosnącej niestabilności jak i manewr sił islamskich, które mogłyby stać za jego śmiercią. Od wielu tygodni pytanie o to jak i kiedy zakończy się panowanie obecnego reżimu jest znacznie mniej ważne od tego kogo i co wyniesie do panowania nowa era. W tle czai się oczywiście widmo drugiego Iraku. Kraju, gdzie najeźdźcy nieumyślnie użyli siły i nie mieli pomysłu co dalej zrobić.

Narodowa Rada Tymczasowa, słuchając rad Zachodu, ma kilka pomysłów. Po pierwsze wykorzystanie części wojsk Kaddafiego, by uniknąć problemu uzbrojonych ludzi wałęsających się po kraju, który pojawił się w Iraku. Jednak porównywanie sytuacji w Libii do tej, która miała miejsce w Iraku jest dyskusyjne. W Libii nie ma sił Zachodu. Pojawia się więc pytanie o to, kto zdobędzie rzeczywisty wpływ na sytuację w Libii.

Najkrótsza odpowiedź to ta, że będą to sami Libijczycy. Jest wiele oznak poczucia wspólnoty, instynktów demokratycznych, idealizmu i przyzwoitości, a także fachowych kompetencji, które czekają by wykorzystać je w Libii. Doświadczenie pokazuje jednak, że te wartości mogą zostać zaprzepaszczone, jeśli do głosu dojdą bardziej radykalne siły. Libijczycy mogą potrzebować pomocy. Część może nadejść z Europy i USA, część z innych państw świata arabskiego. Katar zapowiedział już hojną pomoc. Także Egipt i Tunezja - dwa państwa, które są sąsiadami Libii i których rewolucja zainspirowała Libijczyków to własnego powstania, oraz które mają najwięcej do stracenie, jeśli Libia zgubi swoją obecną drogę - będą musiały ponieść specjalną, i prawdopodobnie ciężką, odpowiedzialność.

tch