Przegląd prasy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nominowany przez PiS na prezesa PGNiG ma prokuratorskie zarzuty, ile pieniędzy dostały rodziny ofiar katastrofy katowickiej hali MTK, czemu prokuratorzy nie chcieli przeszukiwać siedziby PZU - o tym pisze sobotnia prasa
Po Jaromirze Netzlu, kolejny rekomendowany przez obecną koalicję rządzącą na szefa jednej z kluczowych spółek skarbu państwa, Bogusław Marzec, szef PGNiG, ma prokuratorskie zarzuty w związku z nadużyciami w szczecińskiej stoczni remontowej Gryfia, którą kierował w latach 2003-2004 - ujawnia "Dziennik" w artykule "Przezes PGNiG ma zarzuty". Marzec, którym zajmuje się już ABW, został zawieszony w kierowaniu spółką. Zarzuty co prawda postawiono mu już po objęciu kierownictwa gazowego monopolisty, ale wcześniej tajne służby sygnalizowały, że jest zamieszany w sprawę Gryfii. Dziennik przypominając niedawną kontrowersyjną nominację Netzla pisze, że przed nominacja nie był on w ogóle sprawdzany przez ABW.

"Zażądali nakazu na piśmie" - pisze "Rzeczpospolita" o warszawskich prokuratorach, którym telefonicznie polecono przeszukać siedzibę PZU po doniesieniu Jacka Kurskiego (PiS) w tzw. aferze billboardowej. Zdaniem gazety prokuratorzy nie chcieli przeszukiwać PZU. - Nie chcieliśmy powtórki z zatrzymania Andrzeja Modrzejewskiego, byłego prezesa PKN Orlen, które polegało na realizacji politycznego zamówienia - tłumaczy przedstawiciel prokuratury. Wobec tego prokurator okręgowy Andrzej Szeliga zwrócił się więc do przełożonego Konrada Kornatowskiego, wiceszefa Prokuratury Apelacyjnej, o wydanie polecenia przeszukania na piśmie, na wypadek, gdyby PZU odmówiło współpracy. - Było polecenie wydania dokumentów - przyznał prokurator krajowy Janusz Kaczmarek. - Warszawscy prokuratorzy znani są z tego, że zamiast odważnie wszczynać śledztwa, wolą je umarzać lub odmawiać prowadzenia. W taki sposób potraktowali byłego posła Zbigniewa Nowaka, który pierwszy zawiadomił o domniemanych nieprawidłowościach w finansowaniu kampanii.

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, który miał ujawnić nazwiska krakowskich agentów w sutannach, otrzymuje mnóstwo listów z pogróżkami i wyzwiskami po tym jak jego adres ujawniła krakowska kuria, upubliczniając skierowany do niego list kard. Stanisława Dziwisza - pisze "Życie Warszawy". Ks. Isakowicz-Zaleski, były kapelan hutniczej Solidarności, chciał ujawnić nazwiska 28 księży współpracujących z SB, o których dowiedział się z materiałów Instytutu Pamięci Narodowej. Na konferencji prasowej 31 maja poinformował jednak, że metropolita krakowski, kard. Stanisław Dziwisz przysłał mu pismo, w którym zakazuje mu ujawnienia nazwisk, a nawet prowadzenia dalszych badań. Dwa dni później kuria przekazała list mediom, w związku z - jak oznajmił rzecznik prasowy archidiecezji krakowskiej ks. Robert Nęcek - podawaniem opinii publicznej informacji niezgodnych z prawdziwą treścią pisma. Za kurią krakowską list z podaniem adresu duchownego (który jest zarazem adresem kierowanej przez ks. Zaleskiego Fundacji im. św. Brata Alberta) upowszechniły m.in. Katolicka Agencja Informacyjna oraz Ekumeniczny Serwis Informacyjny Kosciol.pl, a drukiem ogłosił tygodnik katolicki "Niedziela". - Mam o to pretensje, że z nagłówka nie wymazano mojego adresu - mówi b. kapelan "S". Rzecznik archidiecezji krakowskiej ks. Robert Nęcek przyznaje, że doszło do pewnego niedopatrzenia. Zresztą trudno mówić o upublicznieniu, skoro adres włącznie z telefonami dostępny jest powszechnie w internecie, a osoba jest publiczna - broni się ks. Nęcek. Ksiądz Isakowicz-Zaleski uważa jednak, że jego dane powinny być chronione prawem. Innego zdania jest GIODO. - Wszelkie działania podejmowane przez Kościół czy kurię są wyłączone spod działalności Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych. A sprawę publikacji adresu w mediach reguluje prawo prasowe, a nie ustawa o ochronie danych - tłumaczy Małgorzata Kałużyńska-Jasak, rzecznik GIODO. Tymczasem prawo prasowe mówi, że �nie wolno bez zgody osoby zainteresowanej publikować informacji oraz danych dotyczących prywatnej sfery życia, chyba że wiąże się to bezpośrednio z działalnością publiczną danej osoby� - podsumowuje "ŻW".

Jak ujawnia "SuperExpress" w artykule "Ofiary dostały ochłapy", rodziny ofiar katastrofy Międzynarodowych Targów Katowickich w styczniu br. dostały zaledwie po 5 tys. zł odszkodowania z obiecanych im przez premiera, kancelarie Prezydenta i Sejmu trzech milionów złotych wsparcia. Okazało się, że lwią część pieniędzy wydano na odgruzowywanie miejsca tragedii i opłacenie pracowników technicznych - pisze gazeta. - Pieniądze zostały źle rozdysponowane - mówi Zbyszek Zaborowski, poseł SLD. - Rząd obiecywał miliony, a ostatecznie ograniczył się do wypłat zasiłków pogrzebowych i przyznania niskich rent dla dzieci. Z trzech milionów złotych, które dotarły do Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego z budżetu centralnego, aż 1,8 mln trafiło do firmy "Śląsk", która zajmowała się rozbiórką. - Taka sytuacja rzeczywiście miała miejsce - mówi Marta Malik, rzecznik prasowa śląskiego wojewody. - Zrobimy jednak wszystko, żeby ściągnąć te pieniądze od Międzynarodowych Targów Katowickich. Nie będzie to jednak łatwe. Bruce R., Ryszard Z. i Adam H., szefowie MTK, siedzą w areszcie, a ich mocodawcy sprzedali swoje udziały w katowickich targach. Komu? Na razie to tajemnica. Rodziny ofiar domagają się godnego odszkodowania. Zapowiadają, że sprawiedliwości będą szukali w sądzie.

W Polsce kwitnie biobimbrownictwo, czyli nielegalna produkcja biodiesla - pisze "Gazeta Wyborcza". W naszym kraju można nielegalnie nabyć - już za 25 tys. zł - "bioreaktory" do produkcji takiego paliwa. Zdaniem rolników, z którymi rozmawiała gazeta, biopaliwa nie szkodzą traktorom ani kombajnom, a właściciele firm transportowych nie widzą zagrożenia dla silników swoich ciężarówek. A cena jest atrakcyjna, zwłaszcza przy wysokich cenach paliw. Dziś cena litra tradycyjnego diesla na stacji benzynowej wynosi ok. 3,90 zł. Koszt produkcji litra biodiesla domowym sposobem to ok. 2,90 zł. Opłaca się tylko wtedy, kiedy jego jakość jest wysoka. Bo wtedy nie ma mowy o dodatkowych kosztach remontów silników bądź ich wymianie. Zdzisław, rolnik z zachodniej Polski, absolwent szczecińskiej Akademii Rolniczej, który w ciągu ostatniego roku wyprodukował na potrzeby swojego 130-hektarowego gospodarstwa 30 tys. litrów biodiesla, mówi, że jego paliwo ma stuprocentowy udział biokomponentów, a sprzęt chodzi na nim jak zegarek.


Przegląd prasy przygotowała
Elżbieta Majewska

 

Przegląd prasy

Od poniedziałku, 13 lutego 2006, publikujemy codzienny przegląd prasy. Możesz go zamówić w formie newslettera, odwiedzając stronę: http://www.wprost.pl/newsletter/