Pożar wybuchł w czwartek po południu 29 czerwca i zaczął szybko się rozprzestrzeniać. Ogień zaprószono podczas prac przy budowie linii kolejowej niedaleko Czarnobyla. Na terenie tzw. strefy wykluczenia (zamkniętej strefy wokół dawnej elektrowni atomowej w Czarnobylu, nazywanej też zoną) z pożarem walczy ponad setka strażaków, pojawił się także helikopter i dwa samoloty, które także są zaangażowane w walkę z żywiołem. W stan gotowości postawiono jednostki w obwodzie kijowskim i żytomierskim.
Do godz. 20 w czwartek pożar objął 25 hektarów lasu wokół elektrowni. Po godz. 12 czasu polskiego ukraińskie służby poinformowały, że udało się zwalczyć ogień i pożar obejmuje już tylko 8 hektarów. Na miejscu wciąż trwa akcja strażaków. Ministerstwo Środowiska i Zasobów Naturalnych Ukrainy wydało w piątek komunikat, w którym poinformowało, że przeprowadzono badania związane ze wzrostem poziomu promieniowania w strefie zamkniętej. Według wyliczeń resortu na podstawie pierwszych danych (planowane są kolejne analizy) poziom promieniowania wzrósł o 2,5 raza.
Pomimo tego, że cała sytuacja brzmi dramatycznie, nie ma się czego obawiać. Podwyższenie promieniowania o 2,5 raza to nawet w skali skażenia w zonie niewielki wzrost. – Oficjalne stanowisko Państwowej Agencji Atomistyki jest takie, że żadnego zagrożenia radiacyjnego nie ma. Strona ukraińska przekazała nam informacje, że pożar jest pod kontrolą – powiedział w rozmowie z Wprost.pl rzecznik PAA Józef Strojny.
Wzrost promieniowania ma związek z pożarem – na terenie czarnobylskiej strefy zamkniętej znajdują się te drzewa, które przyjęły największe dawki promieniowania po katastrofie w Czarnobylu w 1986 roku. Eksplozja z 26 kwietnia 1986 roku skaziła także glebę i wodę na tamtych terenach zony.
Czytaj też:
Ten widok przepadł na zawsze. Czarnobylski reaktor po 30 latach skrył się za "Arką"