Chociaż Johnny Turner zginął 13 września, to brytyjskie media dopiero kilka dni później przekazały informację o jego śmierci. 28-latek od wielu lat uprawiał parkour i freerun, czyli swobodny bieg połączony z pokonywaniem przeszkód. Podróżował po całej Europie w poszukiwaniu miejsc, w których mógłby pokonywać coraz bardziej wymagające przeszkody. Turner nie tylko eksplorował bloki, wieżowce a nawet elektrownie, ale również stanowił wzór dla innych osób próbujących swoich sił w tym sporcie. Niestety, podczas ostatniego treningu w centrum Londynu spadł z rusztowania zamontowanego przy jednym z bloków. 28-latka nie udało się uratować.
„Był bijącym sercem”
Serwis Evening Standard rozmawiał z wujkiem Turnera, Ralphem Phillipsem. Poinformował on, że w dniu śmierci 28-latka jego rodzice byli w Niemczech, a po powrocie zaczęli domagać się przeprowadzenia śledztwa. – Jego mama i tata wiedzieli, co robił i oczywiście martwili się, jak każdy rodzic. Teraz są wstrząśnięci. Był utalentowanym artystą i miał wielu przyjaciół – powiedział Phillps.
James Wood, który również uprawia parkour, napisał z kolei na Facebooku, że „Johnny był najbardziej charyzmatyczną, inspirującą i pozytywną osobą, jaką kiedykolwiek spotkał”. „Był bijącym sercem i krwią, która przepływała przez społeczność swobodnego biegania i eksploracji miejsc w Londynie. Uwielbiał żyć chwilą” – dodał.