USA. Marcin Wrona przegoniony przez protestujących. „Agresja tłumu była niewyobrażalna”

USA. Marcin Wrona przegoniony przez protestujących. „Agresja tłumu była niewyobrażalna”

Marcin Wrona na demonstracji przed Białym Domem
Marcin Wrona na demonstracji przed Białym Domem Źródło:X / @realJamesKlug
Marcin Wrona, korespondent stacji TVN w USA, został zmuszony przez tłum kubańskich protestujących do opuszczenia miejsca, w którym odbywała się demonstracja przed Białym Domem w Waszyngtonie. Reporter opisał to zdarzenie w rozmowie z portalem Plotek.pl.

Marcin Wrona poinformował, że wraz ze swoim operatorem weszli w środek demonstracji, która odbywała się przed Białym Domem. – Podszedł do mnie jeden z demonstrujących z megafonem i przez ten megafon zaczął bardzo głośno coś po hiszpańsku krzyczeć, praktycznie prosto do mikrofonu. Ja mu wyjaśniłem, że jak będzie się w ten sposób zachowywał, to de facto zaszkodzi sam sobie, bo nie będę w stanie zrobić relacji. On odszedł. Wyjaśnili mu inni demonstranci, że to, co robi, to jest działanie w zasadzie na ich szkodę. Myśmy się zresztą przesunęli od niego, żeby tam nie przeszkadzać – kontynuował dziennikarz.

Korespondent TVN wraz z operatorem przygotowywali się do wejścia na żywo do programu „Fakty po południu” i ustawili się w innym, niż początkowo zakładali miejscu. Protestujący unieśli swoje transparenty tak wysoko, że niemożliwe było pokazanie ujęcia z wydarzenia. Dziennikarz postanowił zareagować. – Mniej więcej minutę później tłum na nas ruszył, krzycząc coś po hiszpańsku, ja hiszpańskiego nie znam, i zaczęli nas po prostu wypychać z parku Lafayette przed Białym Domem. Ja byłem w kompletnym szoku – tłumaczył dalej w rozmowie z portalem Plotek.pl.

Marcin Wrona: Wtedy już agresja tłumu była niewyobrażalna

Marcin Wrona chciał wytłumaczyć protestującym, że celem jego pracy jest opisanie protestów. – Oni krzyczeli, pchali nas. My musieliśmy jeszcze zabrać statyw, który zostawiliśmy w innym miejscu parku Lafayette, prosząc rodzinę, która przyjechała na tę demonstrację, żeby nam go popilnowali. Wzięliśmy go. Wtedy już agresja tłumu była niewyobrażalna. To było sto, sto kilkadziesiąt osób, które po prostu na nasz ruszyły. W pewnym momencie zaczęli krzyczeć „assassino, assassino”, to tyle, co zrozumiałem, czyli „zabójca, zabójca". Kompletnie nie wiem, o co im chodziło – mówił dalej.

Dziennikarz TVN przyznał, że kilku Kubańczyków starało się go ochronić i poprosili, aby wraz z operatorem opuścili jak najszybciej to miejsce. Z upływem kolejnych minut zachowanie protestujących stawało się bardziej agresywne. – Ten tłum nas chciał tak popchnąć, żebyśmy się poprzewracali, szarpali cały czas sprzęt mojego operatora – powiedział Marcin Wrona.

twitter

Zaskakująca reakcja tłumu. Przyczyna?

– W pewnym momencie zaczęli wylewać na nas wodę, rzucać w nas butelkami – wszystkim, co mieli pod rękami. Kilka kuksańców padło. Dzisiaj ze zdziwieniem znalazłem parę siniaków. Mój operator wczoraj mówił, że też znalazł jakieś siniaki na swoim ciele. To były takie emocje, że myśmy po prostu tego nie czuli, co się tam działo, tego, że jakieś ciosy padały – kontynuował. Ostatecznie policjanci eskortowali dziennikarza i jego operatora aż do radiowozu, którym pojechali dalej.

W rozmowie z portalem Plotek.pl Marcin Wrona wskazał również, co mogło doprowadzić Kubańczyków do takiej reakcji. – Z moich źródeł dowiedziałem się, że wzięto nas za ekipę telewizyjną z kraju, który popiera reżim komunistyczny na Kubie. Paweł Żuchowski z RMF, ze swoich źródeł, dowiedział się, że część demonstrantów była przekonana, że jesteśmy pracownikami kubańskiej ambasady pod przykryciem dziennikarzy, żeby szpiegować – opisał korespondent TVN.

Czytaj też:
Polityk Porozumienia założył się z dziennikarzem ws. „Wiadomości”. Pieniądze poszły na leczenie młodej mamy

Źródło: Plotek.pl