Duńskie francuskie pieski

Duńskie francuskie pieski

Dodano:   /  Zmieniono: 
Z polskiej perspektywy duńskie protesty to prawdziwy czeski film. Ale biedny bogatego nigdy nie zrozumie.
Do tej pory wychodzenie na ulicę w sytuacji, gdy sprawy biegną nie tak jak powinny, było tradycją francuską – w końcu dziedzictwo zdobycia Bastylii w 1789 roku zobowiązuje. Teraz coraz bardziej udziela się to Duńczykom. W marcu wybuchły tam kilkudniowe zamieszki przy wysiedleniu squatu w centrum Kopenhagi. Regularnie strajkują tam kierowcy autobusów miejskich i obsługa lotnisk. Teraz doszło do awantur w Christianii – ale w tej dzielnicy też mają one miejsce co jakiś czas.

Gdyby spojrzeć na duńskie protesty przez pryzmat Polski, to można przeżyć szok. U nas każdy ciężko haruje, aby związać koniec z końcem, nikomu w głowie strajki, czy protesty (może poza kilkoma grupami, jak lekarze lub rolnicy, którzy ciągle zachowują się tak, jakby w Polsce był komunizm) - zwyczajnie nie mamy na to czasu. Tymczasem Dania wygrywa kolejne rankingi na najlepiej zorganizowany kraj, ich gospodarka kwitnie. Z badań Eurostatu wynika, że to najszczęśliwszy kraj w Unii Europejskiej. W skrócie, mają wszystko, o czym Polacy marzą i urabiają się po łokcie, aby to osiągnąć. A mimo to Duńczycy protestują, żądając jeszcze większej pensji i jeszcze lepszych zabezpieczeń socjalnych.

W czasie rewolucji francuskiej królowa Maria Antonina zapytała, czemu lud gromadzi się pod oknami jej pałacu. W odpowiedzi usłyszała, że protestują, bo nie mają chleba. Wtedy królowa odrzekła "to niech jedzą ciastka". Właśnie taki sposób myślenia prezentują dziś Duńczycy. Dobrobyt potrafi jednak przewrócić w głowie.