„Po agresji na Ukrainę pomyśleli, że mogą być następni”. Jak Tajwańczycy przywykli do życia na granicy wojny

„Po agresji na Ukrainę pomyśleli, że mogą być następni”. Jak Tajwańczycy przywykli do życia na granicy wojny

Baza sił powietrznych Tajwanu w Hualian
Baza sił powietrznych Tajwanu w Hualian Źródło:PAP/EPA / Ritchie B. Tongo
Chińskie okręty na tydzień w zasadzie okrążyły Tajwan. Mówiło się, że tak blisko wybuchu wojny o wyspę jeszcze nie było. Ale choć sytuacja była napięta, Tajwańczycy zachowywali całkowity spokój. – Wiedzieli, że to tylko ćwiczenia. Chiny straszą ich tak długo, że zdążyli się na te groźby uodpornić – mówi Marcin Jerzewski, polski politolog mieszkający na Tajwanie.

Michał Banasiak: Do manewrów wokół Tajwanu Chińczycy zaangażowali bezprecedensową ilość sprzętu i ludzi. Wydawali się wyjątkowo zdeterminowani, by zademonstrować swoją siłę. Czy to sprawiło, że Tajwańczycy ruszyli do sklepów po najpilniejsze rzeczy? Zaczęli przygotowywać się do opuszczenia kraju?

Marcin Jerzewski: Absolutnie nie. Żadnych zakupów, żadnej paniki. Życie toczyło się całkowicie normalnie. Podejście Tajwańczyków dobrze obrazuje „turystyka manewrowa”. Mieszkańcy byli ciekawi, jak te chińskie ćwiczenia wyglądają i przyjeżdżali na wybrzeże zobaczyć je z bliska. A była ku temu dobra okazja, bo jeden z obszarów, na których ćwiczyli Chińczycy znajduję się zaledwie 15 kilometrów od południowo-zachodniego wybrzeża Tajwanu. Z powodu restrykcyjnej polityki covidowej wyjazdy z kraju wciąż są mocno ograniczone, bo wiele osób nie chce po powrocie trafić na dwutygodniową kwarantannę, więc szukają czegoś nowego na wyspie. I manewry spełniały funkcję widowiska.

Źródło: Wprost