Rząd Merkel ustala program do końca kadencji

Rząd Merkel ustala program do końca kadencji

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rządząca w Niemczech od dwóch lat koalicja chadeków i socjaldemokratów - CDU/CSU i SPD chce, mimo pojawiających się nieporozumień i wewnętrznych tarć, kontynuować współpracę aż do końca czteroletniej kadencji.

Na rozpoczętym w czwartek wyjazdowym posiedzeniu rządu w Mesebergu w Brandenburgii kanclerz Angela Merkel (CDU) i jej ministrowie zamierzają wyznaczyć kierunki działań koalicyjnego gabinetu do jesieni 2009 roku.

Po międzynarodowych sukcesach w pierwszej połowie roku, za jakie uznano przewodnictwo Niemiec w Unii Europejskiej oraz czerwcowy szczyt G8 w Heiligendamm, przyszedł czas na zajęcie się problemami wewnętrznymi kraju, zdaniem opozycji - zaniedbanymi.

"W minionych dwóch latach rząd sporo osiągnął" - powiedziała dziennikarzom szefowa rządu przed rozpoczęciem dwudniowych obrad. Zwróciła uwagę, że budżet państwa wykazuje po raz pierwszy od wielu lat nadwyżkę. "Nie chcemy jednak spocząć na laurach, lecz musimy wyznaczyć cele na następne lata i przestawić zwrotnicę w kierunku przyszłości" - zaznaczyła Merkel.

"Pani kanclerz ma rację, tak właśnie uczynimy" - dodał lakonicznie wicekanclerz Franz Muentefering (SPD).

Za najważniejszy projekt uważa się pakiet ustaw dotyczący ochrony klimatu i środowiska naturalnego. Obaj koalicjanci chcą zrealizować swój cel, zakładający, że emisja gazów cieplarnianych do atmosfery w Niemczech zmniejszy się do roku 2020 o 40 procent w porównaniu z rokiem 1990. W tym celu rząd zamierza zaostrzyć przepisy regulujące dopuszczalną ilość spalin samochodowych oraz ograniczyć emisję CO2 przez prywatne gospodarstwa domowe, m.in. poprzez lepszą izolację budynków.

Kontrowersyjnym tematem, nie bez znaczenia także z polskiego punktu widzenia, jest kwestia dostępu zagranicznych fachowców do niemieckiego rynku pracy. Już obecnie Niemcy odczuwają brak inżynierów, a straty niemieckiej gospodarki wynikające z niemożności obsadzenia wielu stanowisk w przemyśle szacuje się na 1 proc. PKB, czyli 20 mld euro rocznie. Mimo to władze wyznaczyły wysoką poprzeczkę obcokrajowcom pragnącym osiedlić się i pracować w Niemczech. Żeby uzyskać pozwolenie, muszą oni wykazać, że będą zarabiali rocznie co najmniej 85 tys. euro. Chadecy chcieliby obniżyć ten próg do 60, a może nawet 40 tys. euro rocznie, jednak SPD nie godzi się na to.

Socjaldemokraci sugerują z kolei, że blokadę niemieckiego rynku pracy przed pracownikami z Polski i innych krajów Europy Środkowej i Wschodniej można zlikwidować w 2009 roku. Ten pomysł spotkał się jednak ze zdecydowanym sprzeciwem CDU. Blokadę należy zachować tak długo, jak to możliwe, czyli do 2011 roku - oświadczył w ubiegłym tygodniu sekretarz generalny CDU Ronald Pofalla.

Przeciwnicy otwarcia rynku pracy i ułatwień dla zagranicznych specjalistów opowiadają się za "narodowym programem doskonalenia zawodowego", czyli szkoleniem własnych obywateli, jako panaceum na brak fachowców.

Zgody między koalicjantami nie ma także w kwestii wprowadzenia płacy minimalnej. Pod naciskiem związków zawodowych oraz opozycyjnej Lewicy, ustalenia płacy minimalnej domaga się SPD. CDU i CSU są temu zdecydowanie przeciwne. Zdaniem Merkel taki instrument podroży koszty pracy i tylko zwiększy bezrobocie.

Tematyka posiedzenia zapewne zostanie rozszerzona o walkę z prawicowym ekstremizmem. W miniony weekend grupa Niemców brutalnie pobiła w saksońskim Muelbach ośmiu Indusów, co wywołało kolejną falę dyskusji o wrogości wobec cudzoziemców, szczególnie we wschodnich landach. Centralna Rada Żydów w Niemczech ostro skrytykowała niemieckie władze, zarzucając im brak skuteczności w działaniach przeciwko skrajnej prawicy.

Oba obozy polityczne popierają NATO-owską misję ISAF w Afganistanie i chcą, by niemieccy żołnierze pozostali w tym kraju aż do militarnego zwycięstwa nad talibami. Kontrowersje wzbudza jednak udział niemieckich komandosów w prowadzonych równolegle antyterrorystycznych działaniach USA. Część socjaldemokratów, chce, tak jak opozycja, wycofania niemieckich żołnierzy z tej operacji.

Negatywny wpływ na nastroje w koalicji ma to, że na współpracy zbija kapitał polityczny tylko jedna strona koalicji - chadecy. Z sondażu opublikowanego na początku tygodnia wynika, że aż 72 proc. ankietowanych uważa CDU/CSU za beneficjentów koalicji. Tylko 15 proc. uważa, że to SPD jest zwycięzcą tego układu. Popularność szefowej rządu bije wszelkie rekordy - 76 proc. Niemców pragnie, by Merkel zachowała fotel kanclerski, tylko 21 chciałoby zmiany na tym stanowisku. To najlepszy wynik, jakim - na półmetku kadencji - w całej powojennej historii RFN może pochwalić się szef rządu.

W jednej sprawie oba polityczne obozy wydają się zgodne - koalicja dwóch największych partii pozostanie w historii Niemiec wyjątkiem i nie będzie kontynuowana po następnych wyborach. Oprócz rządu Merkel, w historii RFN chadecy i socjaldemokraci tylko raz, w latach 1966-1969, tworzyli wspólny rząd.

Po wyborach w 2009 roku chadecy będą zapewne dążyli do koalicji z liberalną FDP, SPD zastanawia się natomiast nad ponownym związkiem z Zielonymi. Niektórzy działacze SPD nie wykluczają też w przyszłości współpracy z postkomunistyczną Lewicą, choć szef partii Volker Beck odrzuca jak na razie taką możliwość, przede wszystkim ze względu na nieodpowiedzialne koncepcje w polityce zagranicznej.

ab, pap