Joschka Fischer to kolejny emerytowany polityk, który chce sprzedać swoje książkę dzięki ostrej prowokacji.
Najpierw był Vaclav Havel. Przyjechał do Polski, aby promować swe najnowsze wydawnictwo "Tylko krótko, proszę" i rzucił, że wybory w naszym kraju powinny odbyć się pod auspicjami obserwatorów z OBWE. Ku zaskoczeniu, to chwyciło – przez polskie media przetoczyła się ostra dyskusja o sensowności tego postulatu, ostatecznie skończyło się zaproszeniem wysłanników organizacji. Przy tej okazji nazwisko Havla odmieniano przez wszystkie przypadki. Opłaciło się – na liście najlepiej sprzedawanych książek w księgarni internetowej Merlin jego książka znajduje się na 23. miejscu.
Ten sam trick stosuje Fischer. Pisząc: "Niemcy ponoszą odpowiedzialność za zbrodnie popełnione w czasie wojny"
dobrze wiedział, że wkłada kij w mrowisko. Niemcy ciągle mają potwornego kaca po II wojnie światowej – ale robią wszystko, aby o nim zapomnieć. Stąd filmy typu "Upadek", czy teraz komedia "Adolf H. – ja wam pokażę", które mają sprowadzić okres faszyzmu do normalnego wymiaru i pomóc Niemcom wyzbyć się za niego odpowiedzialności. Fischer mówi: nie powinniśmy tak robić. Postępuje wbrew najświętszym zasadom politycznej poprawności obowiązującym w Niemczech. Ale swoje na pewno osiągnie – znów będzie gościł na pierwszych stronach gazet, a jego pamiętniki pewnie świetnie się sprzedadzą.