Kłopoty rodziny pięcioraczków z Horyńca. „Sytuacja naprawdę jak z jakiegoś filmu”

Kłopoty rodziny pięcioraczków z Horyńca. „Sytuacja naprawdę jak z jakiegoś filmu”

Pięcioraczki z Horyńca wraz z resztą rodziny Clarke
Pięcioraczki z Horyńca wraz z resztą rodziny Clarke Źródło:Facebook / Pięcioraczki z Horyńca
Mama pięcioraczków z Horyńca poinformowała o trudnościach, które wystąpiły podczas procesu starania się o wizy. – Nasze wizy wisiały na włosku, bo w zasadzie byliśmy w Tajlandii nielegalnie – powiedziała pani Dominika.

Kilkunastoosobowa rodzina pięcioraczków z Horyńca dwa miesiące temu przeniosła się z Polski do Tajlandii. Za kilka dni część dzieci zacznie naukę w tamtejszych szkołach. Wiadomo, że będą uczęszczać do placówek edukacyjnych przynajmniej przez miesiąc, bo rodzina nie podjęła jeszcze decyzji, czy zostaje na dłużej w Azji.

– Wylądowaliśmy na dywaniku u dyrektora szkoły. Wypełniałam papiery związane z przyjęciem dzieci do szkół – powiedziała w wywiadzie dla „Dzień Dobry TVN” pani Dominika. – Mimo że tam mówi się po angielsku, to jednak język tajski jest też nauczany. Jest też nacisk na kulturę tajską i np. trzeba codziennie rano śpiewać tajski hymn, wciągać flagę na maszt. Nie wiem, czy nasze dzieci się w tym odnajdą – kontynuowała mama.

Kłopoty rodziny pięcioraczków z Horyńca. „Sytuacja naprawdę jak z jakiegoś filmu”

Pani Dominika opowiedziała także o procesie starania się o wizy. – Dla mnie to było bardzo stresujące. Słyszałam różne historie o tym, jak nie przedłużają wiz albo jak zaczynają mówić po tajsku i oczekują odpowiedzi od kogoś. Wszystko właściwie przebiegało w miarę ok, dopóki nie okazało się, że przyjechaliśmy o jeden dzień za późno. I zaczęło się – relacjonowała kobieta.

– Pan zaczął wykrzykiwać coś do naszej opiekunki, ona do kogoś innego, wszystko w języku tajskim. Zupełnie nie wiedziałam, co się działo wokół nas i jeszcze do tego wszystkiego za oknem zaczęła się monsunowa burza i zaczęły bić pioruny, migało światło. Sytuacja naprawdę jak z jakiegoś filmu – kontynuowała.

Rodzina Clarke stara się o wizy. „W zasadzie byliśmy w Tajlandii nielegalnie”

Pani Dominika poinformowała, że jeden z urzędników wyjaśnił rodzinie, że potrzebny jest jej jeszcze jeden dokument. – Okazało się, że każdy właściciel domu w Tajlandii musi zarejestrować osobę przebywającą w tym domu do urzędu imigracyjnego. Pamiętaliśmy, że takie procedury zostały wykonane, ale okazało się, że nie widnieją w ogóle w systemie. Nasze wizy wisiały na włosku, bo w zasadzie byliśmy w Tajlandii nielegalnie – opisała.

– Na razie czekamy na informacje co dalej. Wszystkie papiery złożone. Jesteśmy nastawieni na to, że jednak otrzymamy wizy i wszystko przebiegnie według planu. Nie zakładam „planu B”, ale gdyby zdarzyło się, że jednak coś innego jest nam pisane, to po prostu przyjmiemy to i będziemy myśleć co dalej – podsumowała kobieta.

Czytaj też:
Cała prawda o dzisiejszym macierzyństwie. „Na miejscu mężczyzn rozpłakałabym się”
Czytaj też:
Dla idealnego zdjęcia ryzykowali życie. Ojciec z dzieckiem stanęli na zboczu góry