Skazani na rurę

Skazani na rurę

Dodano:   /  Zmieniono: 
Deklaracja Konstantina Kosaczowa po raz kolejny uświadomiła Warszawie jeden prosty fakt - pomimo naszego sprzeciwu na gazociąg północny po prostu jesteśmy skazani. Warszawie niewiele może pomóc odwoływanie się do argumentów politycznych i apele o solidarną politykę energetyczną w ramach Unii Europejskiej.
Na Unię raczej nie możemy już liczyć tym bardziej, że w łonie samej wspólnoty nie pojawiło się jasne stanowisko w sprawie kontrowersyjnej inwestycji.
Można oczywiście powoływać się na prawo do ochrony naszych obszarów morskich aby oddalić trasę gazociągu od naszej morskiej wyłącznej strefy ekonomicznej. Jednak siła tych argumentów może okazać się bardzo wątpliwa, co wynika z nieprecyzyjnych regulacji prawnych. Uchwalona w 1991 r. ustawa o obszarach morskich RP i administracji morskiej przewiduje bowiem, że układanie rurociągów na obszarze naszej strefy ekonomicznej jest dozwolone pod warunkiem uzyskania zgody ze strony ministra odpowiedzialnego za gospodarkę morską. Tyle tylko, że Polska do tej pory nie wytyczyła tzw. linii podstawowej, od której liczy się zasięg morza terytorialnego. Utrudnia to skuteczne bronienie się przed naruszeniem naszych obszarów morskich.

Jednocześnie Polska jest stroną Konwencji ONZ o Prawie Morza z 1982 r. A konwencja nie wymaga od państwa budującego gazociąg uzyskania zgody kraju, przez którego strefę ekonomiczną taka inwestycja będzie przebiegać. Nawet wniesienie sprawy na forum Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości niewiele pomoże. Trybunał bowiem będzie rozstrzygał wyłącznie w oparciu o Konwencję ONZ o Prawie Morza, co z góry stawia Warszawę na straconej pozycji.

W sytuacji gdy budowie bałtyckiej rury i tak nie da się zapobiec, Warszawa powinna raczej zastanowić się jak skutecznie zagwarantować dywersyfikację dostaw surowców energetycznych, która uchroni Polskę przed zewnętrznymi naciskami a zwłaszcza szantażem Kremla.