Nuklearne podchody

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kim Dzong Il znów urządza atomowe podchody. Cel tej kolejnej w ciągu ostatnich dwóch lat "zabawy" jak zwykle w takich przypadkach jest jeden. Koreański dyktator stwarzając pozory, że sumiennie wypełnia obietnice złożone społeczności międzynarodowej stara się przede wszystkim wymóc kolejne ustępstwa w postaci pomocy humanitarnej dla wyniszczonego kraju.
W tej chwili w kraju, który wydał miliardy na zbrojenia atomowe, natychmiastowej pomocy wymaga bowiem prawie 7 mln ludzi cierpiących z powodu niedożywienia. Tylko w latach 90. z głodu zmarło od miliona do dwóch milionów Koreańczyków. W takiej sytuacji nuklearna gra na zwłokę i próba zastraszenia wydaje się być idealnym narzędziem presji.

Problem jednak wydaje się jednak znacznie głębszy. Społeczność międzynarodowa najwyraźniej nie ma pomysłu, co zrobić z Koreą po upadku jednego z ostatnich bastionów stalinowskiej dyktatury. Południowy sąsiad nie kwapi się z przyjęciem na swe barki rzeszy głodnych, zastraszonych i znękanych permanentną izolacją Koreańczyków z Północy, zupełnie nieprzygotowanych przy tym do życia w nowoczesnym społeczeństwie. Podejrzliwie na Koreę Północną patrzą też Chińczycy, którzy uchodzą za stronników Kima. Także oni nie życzą sobie zdesperowanych uciekinierów z KRL-D. Pekin już od dwóch lat buduje system umocnień na granicy z Koreą w postaci muru z drutu kolczastego wyposażonego w najnowsze urządzenia elektroniczne umożliwiające wyłapywanie zbiegów z Korei Północnej.

Upadek ponurej dyktatury w Phenianie, który niewątpliwe byłby wybawieniem dla samych Koreańczyków i prawdopodobnie kresem atomowego szantażu ze strony tego komunistycznego skansenu, jednocześnie może się okazać poważnym kłopotem dla reszty świata.