Irański czarny PR

Irański czarny PR

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wyniki wyborów w Iranie chyba nikogo nie zaskoczyły. Zwycięstwo Mahmuda Ahmadineżada jeszcze na długo przed wyborami wydawało się być przesądzone.
Czy diabeł jest tak straszny, jak go malują? Nie mieszkając w Iranie, mogę tylko opierać się na wiedzy innych. A sam Ahmadineżad robi wiele, by zdemonizować własny wizerunek. Kontrowersyjne wypowiedzi o Izraelu, buńczuczne deklaracje i atomowe pogróżki - wszystko to ma z jednej strony zapewnić mu fanów wśród islamskich fundamentalistów a z drugiej zamyka mu możliwość dialogu ze światem zachodnim. I w konsekwencji skazuje jego kraj na ostracyzm. A do czego prowadzi przechwalanie się potencjałem atomowym, pokazuje przykład Iraku, który został przez Amerykanów zbombardowany pod pozorem produkowania bomby nuklearnej, której, jak się później okazało, wcale nie było. Ahmadineżad może doigrać się tego samego. Bo łatwiej jest zaatakować Iran, który być może tylko chwali się tą bronią, niż Koreę, która naprawdę ją wyprodukowała i jest bezkarna - bo nakładane na nią sankcje uderzają tylko w obywateli a nie w rządzących.

Czy mogą szokować oskarżenia opozycji o fałszowanie wyników wyborów przez Ahmadineżada? Niespecjalnie, wziąwszy pod uwagę, że Iran nie ma szczęścia do demokratycznych rządów, a w porównaniu z ajatollachem Homeinim Mahmud Ahmadineżad wydaje się być "wersją light". Trudno osądzić, na ile wybory były faktycznie sfałszowane. Ale 64 proc. poparcie dla prezydenta świadczy o tym, że (nawet zakładając cuda nad urnami) władze Iranu stworzyły przynajmniej pozory uczciwej gry. Bo były przecież kraje i epoki, kiedy rządzący otrzymywali 99-proc. poparcie.