Gazprom zmienia front

Gazprom zmienia front

Dodano:   /  Zmieniono: 
Gazprom złagodził ton względem osłabionej kryzysem gospodarczym Ukrainy. Nie oznacza to jednak, że Rosja przestała grać surowcową bronią. Zmieniła tylko obiekt. Nowym celem agresywnej polityki surowcowej stała się teraz Białoruś, a rosyjskiego giganta nie stać na wojnę na dwa fronty.
"Gazprom nadal nie będzie egzekwował od Ukrainy kar za nieodebrany gaz" – powiedział prezes Gazpromu przy aprobacie Władimira Putina. Choć oświadczenie to nie obyło się bez tradycyjnego grożenia palcem i przebąkiwania o kredytowaniu Ukrainy, to można je interpretować jako gest dobrej woli wobec zachodniego sąsiada.

Wrogiem numer jeden stał się teraz Aleksander Łukaszenka - niedawny sojusznik, który gotów był poświęcić świeżo uzyskaną niepodległość Białorusi i blokował import  z krajów, które popadały w konflikt z Moskwą – Mołdawii czy Gruzji. Zaczął się stawiać, kiedy zorientował się, że zarówno on jak i Białoruś traktowani są jak drugorzędni partnerzy. Z kolei Kremlowi nie w smak próby Łukaszenki zbliżenia z Zachodem w ramach programu Partnerstwo Wschodnie. A ostatnio prezydent Białorusi wyraźnie podpadł Moskwie w kilku kluczowych kwestiach. Nie uznał niepodległości Osetii Południowej i Abchazji, dzień po wizycie Putina w Mińsku ostro skrytykował Moskwę za niedotrzymywanie umów, kiedy okazało się, że ta szybko nie wypłaci 500 milionów dolarów ostatniej transzy wcześniej udzielonego kredytu, a kiedy Kreml w reakcji na to zablokował białoruskie produkty mleczne, zbojkotował szczyt lansowanej przez Rosję Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym.

Moskwa takich grzechów nie wybacza, chce więc ukarać niepokornego prezydenta, wyciąga więc starą wypróbowaną broń gazową. Skuteczne odcięcie białoruskiej gospodarki od surowców i powalenie jej na kolana nie byłoby jednak możliwe bez zawarcia „pokoju" z Ukrainą. Gaz i ropa muszą jakąś drogą docierać do europejskich klientów.

Łukaszenka jak dotąd nie najgorzej sobie radzi, lawirując między Wschodem a Zachodem. Kiedyś na przykład pozwalał, żeby w kontrolowanych przez niego mediach Polskę nazywano "prostytutką", a niedawno podkreślał historyczne więzi i wartość relacji z naszym krajem, co zaowocowało znaczną poprawą wzajemnych stosunków. Być może teraz potrafi również porozumieć się Ukrainą, by stworzyć wspólny front przeciwko Moskwie. Ale nawet osamotniony Łukaszenka i zdecydowanie słabszy w tej wojnie, nie jest bez szans. Rosja, co prawda chce mu dać po nosie, ale nie za mocno, by nie odwrócił się od niej w kierunku  Zachodu, jak zrobiły to Gruzja i Ukraina. Dlatego białoruskiemu dyktatorowi uchodzi więcej niż innym krajom.