Traktat Lizboński zjednoczył irlandzki rząd i opozycję

Traktat Lizboński zjednoczył irlandzki rząd i opozycję

Dodano:   /  Zmieniono: 
Irlandzka opozycja zaangażowała się w kampanię na "tak" przed piątkowym referendum w sprawie Traktatu z Lizbony, wspierając skrajnie niepopularny centroprawicowy rząd Briana Cowena, mimo że porażka drugiego referendum doprowadziłaby do jego upadku - poinformował irlandzki eurodeputowany z opozycyjnej Partii Pracy, Proinsias De Rossa.
Zdaniem De Rossy, negatywne konsekwencje porażki drugiego referendum odczułaby przede wszystkim pogrążona w kryzysie gospodarczym Irlandia, a kraj straciłby gwarancje zachowania w UE swego komisarza. - Ci, którzy dziś prowadzą kampanię na "nie" używają desperackiego argumentu, że jeśli referendum zakończy się przegraną, wówczas oznacza to upadek rządu i to sam w sobie jest dobry powód, by tak głosować. To nonsens. Wynik negatywny zakwestionuje pozycję Irlandii w UE i jej przyszłą rolę oraz utrudni dziesięciokrotnie pracę nowego rządu, który byłby wybrany w takich okolicznościach - powiedział De Rossa.

To nie wotum nieufności dla rządu

Eurodeputowany wyraził żal, że rząd nie podał się do dymisji po pierwszej porażce referendum w sprawie Traktatu Lizbońskiego w ubiegłym roku. Nowy rząd byłby bowiem "bardziej wiarygodny" w kampanii na "tak" niż obecny, który ma najniższe w historii niepodległej Irlandii, zaledwie 14-procentowe, poparcie. Skoro jednak rząd postanowił trwać opozycja przekonuje wyborców, że piątkowe referendum nie jest okazją do oceny władz, ale dotyczy przyszłości UE. W kampanię popierającą Traktat z Lizbony włączyły się wszystkie partie polityczne, poza nacjonalistyczną Sinn Fein, a także przedstawiciele przemysłu, większość związków zawodowych, organizacji rolnych i społeczeństwa obywatelskiego.

"Nie niszczmy UE"

- Dziś Irlandia jest w innej sytuacji gospodarczej niż była 18 miesięcy temu, kiedy głosowaliśmy i kryzys się jeszcze nie ujawnił - tłumaczy De Rossa. W kampanii na rzecz Traktatu z Lizbony eurodeputowany skupił się na tłumaczeniu wyborcom, że mała, czteromilionowa Irlandia, w 90 proc. uzależniona od eksportu do europejskich partnerów, potrzebuje silnego zakotwiczenia w UE. - Głosowanie na "nie" spowoduje polityczną zawieruchę w UE. Pozbawimy pozostałych 26 członków korzyści z Traktatu z Lizbony, które były negocjowane przez około 10 lat. Złość weźmie górę i bardzo prawdopodobne, że ta sytuacja doprowadzi do powrotu protekcjonizmu w krajach Unii. Tymczasem potrzebujemy więcej solidarności, a nie protekcjonizmu - stwierdził De Rossa.

Ostatnie dostępne sondaże są dość optymistyczne i wskazują na 55-procentowe poparcie dla Traktatu z Lizbony. Zdaniem De Rossy na tę większą skłonność do poparcia Traktatu przyczynił się nie tylko kryzys, ale też gwarancje jakie Irlandia uzyskała od innych krajów UE po pierwszym referendum.

Trzeciego referendum nie będzie

Zdaniem De Rossy, w przypadku odrzucenia Traktatu nie będzie możliwa ani jego renegocjacja, ani trzecie referendum w Irlandii. - Dlatego musimy zdecydowanie głosować na "tak". Wiemy co się stanie, jeśli zagłosujemy na "tak". Nie wiemy, co się stanie po głosowaniu na "nie". Argument, że jakimś dziwnym trafem to doprowadzi do renegocjacji Traktatu z Lizbony, jest politycznym nonsensem. Nawet pięcioletnie dziecko wie, że to niemożliwe. 27 krajom UE zajęło tak wiele lat, by uzgodnić to, co uzgodniliśmy jednomyślnie w traktacie - tłumaczy.

Trudne zadanie przeciwników traktatu

De Rossa przyznaje, że przeciwnicy Traktatu z Lizbony mają w tym roku "trudniejsze zadanie" niż w ubiegłym. - Ich kampania jest słabsza niż rok temu, mniej spójna, jeśli chodzi o argumentację, bo musieli przyznać, że Irlandia uzyskała prawne gwarancje podważające ich kluczowe argumenty - powiedział.

Według eurodeputowanego, w obozie zwolenników traktatu są teraz zdecydowanie lepsze nastroje. - Ale musimy do końca utrzymać presję, zwłaszcza, że do kampanii wrócił Declan Ganley i jego partia Libertas, czyli sprawcy porażki pierwszego referendum - stwierdził De Rossa.

PAP, arb