"Przyjmę uzasadniony wyrok, ale nie (wyrok) obłudny" - oświadczył O'Donoghue, który jest pierwszym w 87-letniej historii Dail Eireann (Izby Posłów) spikerem zmuszonym do ustąpienia.
"Nigdy nie naruszyłem żadnej procedury, wytycznej lub przepisu. Nigdy nie popełniłem żadnego przestępstwa. Nie jestem winny korupcji" - mówił.
Przekonywał, że nie przywłaszczył sobie nawet eurocenta, a w swoim zachowaniu nie różnił się od innych deputowanych obecnie i w przeszłości. Polityk rządzącej Partii Republikańskiej (Fianna Fail) zapewnił, że wydatki były zawsze księgowane przez jego współpracowników, urzędników konsularnych czy inne osoby, a nigdy przez niego samego. Twierdził też, że nie miał okazji zostać w sposób jawny i sprawiedliwy przesłuchany.
W ubiegłym tygodniu opozycyjna Partia Pracy zażądała wotum nieufności dla spikera.
Deputowani wybrali we wtorek następcę O'Donoghue'a, którym został 64-letni Seamus Kirk.
O'Donoghue, 53-letni były prawnik, a deputowany od 1987 roku, do 2007 roku był ministrem ds. sztuki, sportu i turystyki. Zarówno ta funkcja, jak i funkcja spikera Izby Posłów uchodzą wśród Irlandczyków za ciepłe posadki.
Kłopoty polityka rozpoczęły się trzy miesiące temu, gdy irlandzkie gazety zaczęły publikować rewelacje na temat jego wydatków i podróży zagranicznych od 2002 roku. W sumie kwota ta sięgnęła 700 tys. euro.
Na czołówki gazet trafiły wówczas informacje, że O'Donoghue w hotelach w Liverpoolu, Paryżu i Wenecji płacił nawet po 900 euro za nocleg. 470 euro kosztował go natomiast przejazd między dwoma terminalami tego samego lotniska. Okazało się, że podatnik zapłacił także za wypady polityka i jego żony na wyścigi konne do Australii, w czasie których w gotowości przez całą dobę oczekiwała limuzyna. Luksusowe podróże nie ustały, gdy O'Donoghue objął funkcję spikera Izby Posłów.pap, keb