"Bez niechęci i bez sympatii". Polscy archeolodzy pracują w Smoleńsku

"Bez niechęci i bez sympatii". Polscy archeolodzy pracują w Smoleńsku

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. FORUM
Grupa polskich archeologów bada w Smoleńsku miejsce katastrofy Tu-154M z 10 kwietnia. Do tej pory przeszukali dwie trzecie z 15 tys. metrów kwadratowych badanego terenu. Prace prowadzone są codziennie od świtu do zmierzchu.

Prace polskich ekspertów, którzy od 13 października przeszukują teren katastrofy samolotu, zaczynają się każdego dnia tuż po wschodzie słońca. - Warunkiem naszej pracy w terenie jest dobra widoczność, dlatego kończymy ją, gdy tylko zapada zmierzch - powiedział obecny w Smoleńsku dr hab. Dariusz Główka z Instytutu Archeologii i Etnologii PAN w Warszawie. - Trudno określić emocje, które nam tutaj towarzyszą. To miejsce dla każdego z nas jest wyjątkowe. Uczucia jednak nie wpływają na jakość naszej pracy. Wszystko, co robimy, staramy się realizować zgodnie z łacińską sentencją "sine ira et studio" (bez niechęci i bez sympatii) - zapewnił Główka.

Istotą badań polskich archeologów jest możliwie najpełniejsze zebranie z terenu katastrofy pozostałych po niej przedmiotów. W tym celu założona została specjalna siatka geodezyjna, dzięki której można z precyzją do 1 cm określać położenie znalezisk. - Tuż po przyjeździe do Smoleńska nasi geodeci dokonali prac pomiarowych. To pozwoliło nam podzielić teren na kwadraty. Wyznaczają je przymocowane do palików sznurki. Tam, gdzie jest to potrzebne, bok kwadratów ma zaledwie 2,5 m, ale są też większe, których bok wynosi 10 m - relacjonował Główka.

- Podstawowa metoda naszych badań to prospekcja powierzchniowa. Archeolog w wyznaczonym kwadracie bardzo dokładnie przeszukuje wszystko to, co znajduje się w jego obrębie. Praca ta wymaga doświadczenia i oka wyćwiczonego w znajdowaniu często bardzo drobnych przedmiotów - tłumaczył jeden z archeologów, pragnący zachować anonimowość. Poza metodą prospekcji archeolodzy używają detektorów metali, dzięki którym określają obecność i położenie metalowych przedmiotów pod powierzchnią ziemi. Wśród narzędzi pracy jest także nowoczesny teodolit laserowy, dzięki któremu można określić położenie wszystkich znalezisk. Informacje o nich są następnie nanoszone na komputerową mapę, która wskazuje strefy ich koncentracji. - Do tej pory zbadaliśmy ok. dwie trzecie badanego terenu, którego wielkość ma ok. 1,5 hektara. Badamy zarówno obszar centralny, tam gdzie upadł samolot, jak i pas terenu na jego obrzeżach - podsumowuje Główka.

Z kolei ppłk Tomasz Mackiewicz z warszawskiej Wojskowej Prokuratury Okręgowej powiedział, że na obecnym etapie prac, które mają zakończyć się 27 października, specjaliści nie mogą ujawniać ich efektów. - Ich przedstawienie byłoby złamaniem art. 310 kodeksu karnego Federacji Rosyjskiej, który zabrania ujawniania merytorycznej części sprawozdania biegłych do czasu zakończenia śledztwa - poinformował Mackiewicz.

Prace archeologów formalnie wykonywane są w ramach działań prokuratury rosyjskiej, podjętych po polskim wniosku o pomoc prawną w tej sprawie. Zgodnie z procedurą, raport z wynikami prac, a także znalezione przedmioty, trafią najpierw do prokuratury rosyjskiej. Dopiero potem ta przekaże materiały stronie polskiej. - Chciałbym zapewnić, że ze strony rosyjskiej prokuratury nasi specjaliści nie mają żadnych utrudnień - podkreślił polski prokurator. Jak dodał, raport z prac archeologów ma być dostępny dla śledczych na przełomie listopada i grudnia.

PAP, arb