Libijski impas

Dodano:   /  Zmieniono: 
Po pierwszych dniach zbrojnej interwencji w Libii widać wyraźnie, że państwa zachodnie nie mają planu co robić dalej.
Operacja w Libii została rozpoczęta tak szybko, że nikt nie zadał sobie trudu, by pomyśleć jaki jest cel operacji. Ba – przedstawiciele koalicji nie odpowiedzieli sobie nawet na pytanie kto powinien dowodzić całą akcją. Połączona operacja kilku państw - w tym przypadku Amerykanów, Francuzów i Brytyjczyków (z symbolicznym udziałem innych, choćby Kanadyjczyków) wymaga wspólnego dowództwa, a tego, w przypadku akcji przeciw Libii, nie ma. Tarcia podczas posiedzenia NATO, apele Włochów i zabiegi Francuzów świadczą o chaosie.

Wciąż nie wiadomo, czy celem operacji jest obalenie Muammara Kadafiego. Pieter de Crem, szef MSZ Belgii, przyznał otwarcie, że należy już myśleć o erze po Kadafim. Podobne stanowisko prezentuje Francja. Francuski rząd, jeszcze przed konfliktem, uznał jedną z grup powstańczych za legalnych przedstawicieli państwa libijskiego, czym wywołał niemałą konsternację wśród części przedstawicieli NATO. Kości jednak zostały rzucone – należy się więc spodziewać, że Francja będzie teraz przeć do pozbycia się Kadafiego – jeśli bowiem pułkownik utrzyma się u władzy Paryżowi będzie niezwykle ciężko odbudować relacje polityczne i gospodarcze z Libią.

Jednak już np. Amerykanie zdają się mieć inną opinię na temat przyszłości libijskiego przywódcy. Waszyngton przyznał oficjalnie, że celem operacji „Świt Odysei" nie jest usunięcie Kadafiego. Pułkownik Kadafi gwarantuje bowiem stabilizację i spokój w kraju, a to w systemie międzynarodowym wartości bezcenne. Jednak powrotu do sytuacji sprzed interwencji raczej nie będzie. Kadafi zdaje się być skończony – żaden arabski przywódca nie będzie mógł go zaprosić, ani oficjalnie poprzeć. Równie mało prawdopodobne jest, że Kadafi – nawet jeśli utrzyma władzę - odzyska wstęp na europejskie salony.

Utrzymanie się Kadafiego u władzy rodzi negatywne konsekwencje, ale jego obalenie lub abdykacja, na co liczą Włosi – również może oznaczać kłopoty. Kto wtedy przejmie władzę w Libii? Francuscy oficerowie już przyznają, że pomylili się w ocenie potencjału partyzantów – nie są oni szlachetną grupą bojowników o wolność, demokrację i prawo do pięcioprzymiotnikowych wyborów w europejskim rozumieniu. W miastach przez nich opanowanych panuje chaos i anarchia. Nie ma najmniejszych szans, by rebeliantom udało się pokonać armię Kadafiego w otwartym starciu.

Utrzymywanie permanentnej strefy zakazu lotów nad Libią, który to zakaz powstrzymuje Kadafiego przed ostatecznym rozprawieniem się z rebelią, w dłuższej perspektywie nie jest dobrym rozwiązaniem. Choćby z powodów finansowych: według wstępnych szacunków półroczna operacja tego typu kosztowałaby od 3,1 do 8,8 miliardów dolarów. Co więcej – miliardy te „inwestowane" są co najwyżej w utrzymanie status quo w którym Kadafi rządzi w Trypolisie, a rebelianci w Bengazi. Tomahawki i myśliwce nie zapewnią Libii pokoju.

Losy Kadafiego mogłaby przesądzić interwencja lądowa wojsk koalicji – ale taki scenariusz jest mało prawdopodobny. Nie tylko dlatego, że interwencja taka byłaby niezgodna z rezolucją ONZ nr 1973. Podstawowym problemem jest fakt, że do efektywnej okupacji Libii potrzebnych byłoby około pół miliona żołnierzy. W Iraku nie udało się zapanować nad chaosem po obaleniu reżimu Husajna, chociaż kraj ten jest czterokrotnie mniejszy od Libii. W Afganistanie przebywa obecnie 150 tysięcy żołnierzy – a mimo to kraj ten, od dziesięciu lat, pogrążony jest w chaosie.

Innymi słowy jeśli chodzi o Libię każde rozwiązanie wydaje się być złe.