Kto potrzebuje NATO?

Kto potrzebuje NATO?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wojna w Libii to wielki test sprawności i solidarności NATO, które w praktyce musi w czasie tej interwencji radzić sobie bez amerykańskiego przewodnictwa.
Już samo przekazanie dowództwa przez niechętnych całej operacji Amerykanów strukturom NATO wzbudziło sporo kontrowersji. Francja, znana ze swojej awersji do Sojuszu, wyrażała zdecydowany sprzeciw. Inni pytali czy NATO, będące na papierze najsilniejszym sojuszem polityczno–militarnym świata, jest w stanie prowadzić efektywną akcję zbrojną bez amerykańskiego dowodzenia i bez dominującej roli wojsk Stanów Zjednoczonych. Innymi słowy pytanie brzmiało: czy Europa jest w ogóle w stanie prowadzić wojnę bez sojusznika zza Atlantyku? Jeszcze kilkadziesiąt lat temu takie pytania były nie do pomyślenia. Dziś Europa to stary tygrys, któremu dawno wypadły kły.

Wojna w Libii jest szansą pokazania, że mimo wszystko Europa znaczy coś jeszcze na militarnej mapie świata i może być równorzędnym partnerem dla Stanów Zjednoczonych. Rozmaici eksperci od lat przewidują rychłą śmierć Sojuszu, który w 1991 roku – wraz z końcem Związku Sowieckiego – stracił cel, dla którego został powołany. NATO przetrwało, ale ciągle poszukuje swojej nowej roli. Musi to robić w sytuacji, w której wiele autorytetów ostrzega, że idea solidarności transatlantyckiej przeszła do historii, a Europejczyków z Amerykanami łączy coraz mniej. Wojny w Kosowie (1999), Afganistanie (2001) oraz Iraku (2003) były potwierdzeniem słynnej tezy, że „Europejczycy są z Wenus, natomiast Amerykanie z Marsa".

Na razie potwierdza to również libijski test, a erozja NATO postępuje. Operacja trwa od miesiąca, ale jej postępów nie widać. Można co prawda za sukces uznać fakt, że wojska Kadafiego nie zagrażają już Bengazi, ale to jednak niewiele. Na ziemi nadal rządzą oddziały wierne dyktatorowi, a rebelianci są niezdolni do ofensywy. Paryż zmniejsza zaangażowanie koncentrując się na wydarzeniach w ważnym dla siebie Wybrzeżu Kości Słoniowej. Coraz trudniej rozmawia się z Włochami, którzy nie chcą angażować się militarnie. Mało kto chce nad Libię wysyłać swoje samoloty bojowe w imię solidarności sojuszniczej.

Coraz częściej słychać głosy, że Europa sama nie poradzi sobie z wojną, którą de facto wywołała. Z kolei w Waszyngtonie słychać już głosy, że interwencja w Libii była błędem, a udział Stanów Zjednoczonych w operacji powietrznej został wymuszony przez Francję i Wielką Brytanię. Tymczasem na Starym Kontynencie brakuje już amunicji precyzyjnej, co dobitnie ilustruje, że Europa jest niezdolna do wojny nawet z tak słabym militarnie przeciwnikiem jak Libia. Narastająca frustracja sojuszników potęguje prawdopodobieństwo, że za Atlantykiem zwiększy się liczba zwolenników poglądów wyrażonych chociażby przez Gene’a Healy’ego, który stwierdził, iż w okresie zimnej wojny NATO miało sens, ale obecnie główną funkcją Sojuszu jest wyciąganie pieniędzy od amerykańskiego podatnika i wciąganie Stanów Zjednoczonych w nikomu niepotrzebne wojny. Miejmy nadzieję, że najczarniejszy ze scenariuszy dla NATO mimo wszystko się nie sprawdzi -  bo kolejnej „klęski solidarności", po Kosowie i Afganistanie, NATO może już nie wytrzymać. Ze szkodą dla wszystkich – także Polski.