Berlińska policja przyznaje, że walka z podpalaczami nie jest łatwa. Do podpaleń dochodzi zazwyczaj w bardzo krótkich odstępach czasu w niezbyt oddalonych od siebie miejscach. Według policji sprawca bądź sprawcy mogą poruszać się na rowerach. - W Berlinie mamy ponad 1,2 mln zarejestrowanych pojazdów i setki kilometrów ulic. Podpalenia mają miejsce w różnych częściach całego miasta. Co noc miasto patroluje ponad 100 funkcjonariuszy, ale nie możemy być na każdym rogu w mieście tak dużym, jak Berlin - tłumaczył rzecznik policji Frank Millert w rozmowie z telewizją informacyjną N24. Prokuratura oferuje nawet do 5 tys. euro nagrody za informacje, które pomogą schwytać wandali.
Millert zauważył, że w poprzednich latach do podpaleń o podłożu politycznym dochodziło głównie w dzielnicach Berlina, uważanych za bastiony lewaków oraz ulegających gentryfikacji, jak Friedrichshein, Kreuzberg i Prenzlauer Berg, gdzie do odrestaurowanych kamienic chętnie wprowadzają się zamożni berlińczycy i przybysze z zachodnich regionów Niemiec. W ostatnich tygodniach seria podpaleń objęła jednak typowo mieszczańskie dzielnice Charlottenburg oraz Zehlendorf. - To powoduje, że trudniej przyjąć teorię o motywie politycznym ostatnich podpaleń - ocenił Millert.
PAP, arb