"Sprzeniewierzacie naszą przyszłość". Oburzeni idą przez świat

"Sprzeniewierzacie naszą przyszłość". Oburzeni idą przez świat

Dodano:   /  Zmieniono: 
Podpalone auto w Rzymie (fot. Max Rossi/Reuters/Forum)
W wielu miastach świata, w tym w Warszawie, odbyły się w większości pokojowe marsze ruchu "oburzonych". Jego członkowie oskarżają bankierów i polityków o rujnowanie światowej gospodarki. W Rzymie doszło do aktów wandalizmu i starć z policją.
Demonstracje pod hasłem "Zjednoczeni dla globalnej zmiany" przetoczyły się przez Australię i Azję po Europę, ale frekwencja była na ogół niewielka. Celem protestów było "zainicjowanie globalnych zmian" - napisali na stronie internetowej ich organizatorzy. Zapowiadali, że do manifestacji dojdzie w 951 miastach w 82 krajach. Najpóźniej demonstracje odbędą się w Nowym Jorku, gdzie narodził się nawiązujący do "oburzonych" ruch "Okupuj Wall Street".

"Zbyt długo im wierzyliśmy". Oburzeni w Warszawie

W Rzymie plac przed bazyliką św. Jana na Lateranie, gdzie miał odbyć się pokojowy wiec na zakończenie demonstracji, stał się miejscem gwałtownych zamieszek. Chuligani zaatakowali policję i jej pojazdy. Podpalone zostały samochody policji i karabinierów; pałkami i kamieniami zniszczono kilka innych wozów. Rannych zostało około 70 osób.

Starcia w Rzymie

Na trasie pochodu między Piazza della Repubblica a Lateranem do szeregów pokojowo nastawionych demonstrantów przeniknęli chuligani i skrajni anarchiści, którzy na via Cavour oraz innych ulicach w centrum Wiecznego Miasta podpalali samochody, atakowali kijami i prętami witryny banków oraz sklepów. Rzucali butelkami i ładunkami wybuchowymi domowej roboty w kierunku policji. Podpalili biura ministerstwa obrony, gdzie na dwóch piętrach wybuchł pożar. Do starć doszło też, gdy manifestanci próbowali powstrzymać chuliganów i wandali. Jeden z demonstrantów został ranny w twarz, inny stracił dwa palce w wybuchu petardy rzuconej przez chuliganów.

W Portugalii drobne incydenty

Do drobnych incydentów doszło w stolicy Portugalii, Lizbonie. W sobotę nad ranem nieznani sprawcy oblali czerwoną farbą pomniki usytuowane przed wejściem do parlamentu. Ogółem w demonstracjach zorganizowanych w dziewięciu miastach kraju udział wzięło kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Opowiadali się za wstrzymaniem programu oszczędnościowego rządu i ukaraniem osób, które "doprowadziły państwo na skraj bankructwa".

W Warszawie kilkaset osób

Marsz "oburzonych" przeszedł też ulicami Warszawy. Kilkaset osób - głównie licealistów i studentów - odpowiedziało na apel "Porozumienia 15 października". Domagali się m.in. "ulepszenia demokracji" i zachęcali do debaty nad problemami Polski i świata. Według służb porządkowych, w proteście wzięło udział ponad 150 osób; według organizatorów - 800. Uczestniczyli w nim także politycy m.in. Wanda Nowicka, Robert Biedroń oraz Ryszard Kalisz. Organizatorzy w rozmowie z dziennikarzami zastrzegali jednak, że nie identyfikują się z żadną z partii.

"Kapitalizm, zabójczy system"

W Niemczech wielotysięczne protesty odbyły się m.in. we Frankfurcie nad Menem, Berlinie, Hamburgu czy Lipsku. Co najmniej 5 tys. "oburzonych" zgromadziło się przed siedzibą Europejskiego Banku Centralnego we Frankfurcie nad Menem. "Spekulujecie naszym życiem" i "Sprzeniewierzacie naszą przyszłość" - głosiły transparenty. - Moim zdaniem kapitalizm to bomba z opóźnionym zapłonem, nie tylko dla ludzi, ale też dla naszej planety. Nasz dobrobyt jest finansowany ze szkodą dla innych państw, a EBC reprezentuje ten niesprawiedliwy i zabójczy system - powiedział jeden z protestujących, 27-letni Tobias.

Ruch chce być apolityczny

W Paryżu protesty zbiegły się ze spotkaniem krajów grupy G20, na którym ministrowie finansów i szefowie banków centralnych debatowali na temat sposobów powstrzymania kryzysu. Kilkuset "oburzonych" zebrało się po południu pod paryskim ratuszem, gdzie dotarli przy akompaniamencie bębnów i trąbek spod dworców i punktów spotkań. W demonstracjach udział wzięli przedstawiciele partii politycznych. Ci, którzy nieśli flagi lewicowych ugrupowań lub stowarzyszeń, zostali poproszeni o schowanie ich, ponieważ ruch "oburzonych" chce pozostać apolityczny.

W Londynie centrum demonstracji był plac przed anglikańską katedrą św. Pawła, w pobliżu City. Do ok. 1000 protestujących przemówił założyciel portalu WikiLeaks Julian Assange. - Ludzie wysyłani są do Guantanamo w imię rządów prawa, a pieniądze prane na Kajmanach i w Londynie po to, by rządom prawa stało się zadość - powiedział ironicznie, nawiązując do zarzutów wobec uczestników protestu, że łamią prawo. Organizatorzy mieli w planach zajęcie City - niektórzy przyszli ze śpiworami i namiotami - ale policyjny kordon im to uniemożliwił.

Niemy krzyk w Hiszpanii

Duże protesty odbyły się w Hiszpanii. Przez centrum Barcelony - według policji - przeszło nawet 60 tys. ludzi. W Madrycie, gdzie pięć miesięcy temu narodził się ruch "oburzonych", manifestanci ruszyli w kierunku centralnego Placu Cibeles. Wieczorem mają rozpocząć marsz na Puerta del Sol, okupowany wiosną przez "Ruch 15 maja", zwany tak od daty pierwszych protestów. Na placu tym będzie miał miejsce tzw. flash mob, czyli zbiorowe, spontaniczne wydarzenie, którym ma być "niemy krzyk". Uczestnicy protestów zakleją sobie usta nalepkami z wizerunkiem euro lub dolara. Następnie odbędzie się tam "zgromadzenie ogólne", podczas którego uczestnicy przeanalizują przyszłość swojego ruchu. Według organizatorów, zebranie potrwa do niedzieli rano.

Zaczęło się na Antypodach

Do kilkusetosobowych demonstracji doszło też w Wiedniu, Helsinkach, Zurychu. Sobotnie protesty zostały zainaugurowane w Australii i Nowej Zelandii. W Auckland ponad 3 tys. ludzi zorganizowało wiec na jednym z głównych placów i w rytmie bębnów skandowało antykorporacyjne hasła. W Sydney wśród ok. 2 tys. demonstrujących przed siedzibą australijskiego banku centralnego byli przedstawiciele społeczności Aborygenów, ugrupowań komunistycznych i związków zawodowych.

W Azji marsze zorganizowano w Seulu, Tajpej, Tokio czy Manili, gdzie protesty splotły się z antyamerykańską demonstracją. Przed ambasadą USA zgromadzeni z jednej strony wyrażali poparcie dla ruchu kontestacji w USA, a z drugiej wznosili hasła przeciwko "amerykańskiemu imperializmowi", prowadzonym przez USA wojnom i przemocy. W stolicy Japonii debatę publiczną zdominował kryzys nuklearny po marcowym trzęsieniu ziemi i tsunami, które doprowadziło do awarii elektrowni atomowej w Fukushimie. Kilkuset demonstrantów przemaszerowało pod siedzibę operatora elektrowni firmy TEPCO, wznosząc antynuklearne hasła.

Ruch "oburzonych" narodził się przed pięcioma miesiącami w Hiszpanii, a ostatnio rozszerzył na inne kraje. Obserwatorzy są zdania, że choć hiszpańscy "oburzeni" mieli konkretne żądania, takie jak redukcja godzin pracy w celu zmniejszenia bezrobocia, postulaty wielu członków ruchu z innych krajów są niejasne.

zew, PAP