Sukces USA, policzek dla Unii

Sukces USA, policzek dla Unii

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ogromne zakłopotanie w Brukseli wywołała mediacja Waszyngtonu, która doprowadziła do rozmów między Hiszpanią a Marokiem w sprawie spornej wysepki Perejili/Leili.
Unia przeżywa kolejne poniżenie jako "gospodarczy kolos na  politycznych glinianych nogach" - przyznają prywatnie unijni urzędnicy i dyplomaci. "Znów okazało się, że gdy przychodzi co do  czego, Europejczycy wolą mediacje Waszyngtonu niż partnerów z  Unii, z którymi często w polityce zagranicznej rywalizują zamiast współdziałać" - skomentował jeden z nich.

Miarą poniżenia będzie to, że w dniu spotkania jej 15 szefów dyplomacji w najbliższy poniedziałek w Brukseli, hiszpańska minister spraw zagranicznych Ana Palacio zamiast do Brukseli, gdzie miała poinformować partnerów o konflikcie z Marokiem, uda się tego dnia na rozmowy do stolicy Maroka, Rabatu. Na spotkanie z kolegami z Unii wyśle swego zastępcę Ramona de Miguel. W Brukseli miał także gościć szef dyplomacji marokańskiej Mohamed Benaissa, który oczywiście pozostanie w Rabacie.

Skarcony przez rządy unijne za swoją ofertę mediacji przewodniczący Komisji Europejskiej Romano Prodi, który czekał na Benaissę w Brukseli, robi dobrą minę do złej gry. Mimo to, osoby z jego otoczenia twierdzą, że jest "bardzo zadowolony", że kiedy wizyta Marokańczyka dojdzie do skutku, nie będą musieli rozmawiać o Perejil/Leili. Te same osoby kilka dni temu nie kryły, że  Prodi ma ambicję, żeby odegrać ważną rolę w rozwiązaniu konfliktu.

Dziś, podobnie jak dyplomaci wielu państw członkowskich, bardziej niż poniżenie odczuwają ulgę, że spór nie wywołał jeszcze groźniejszych skutków w jej stosunkach z Marokiem, światem arabskim i islamskim.

"Najważniejsze, że spór przestał się zaogniać i nie rozciągnął się na hiszpańskie enklawy w Maroku (Ceutę i Melillę) - powiedział jeden z eurokratów. - Myślę, że Amerykanie też nie życzą sobie tego typu konfliktu w chwili, gdy usiłują podtrzymać globalna koalicję przeciw terroryzmowi i przymierzają się do ukarania Iraku".

Gorzej z wizerunkiem Unii jako organizacji, która od wielu lat twierdzi, że prowadzi swoją "wspólną politykę zagraniczną i  bezpieczeństwa" i że tworzy wspólne siły szybkiego reagowania z  myślą o wysyłaniu ich wszędzie tam, gdzie dochodzi do kryzysu.

Wprawdzie obronę własnego terytorium Unia zostawia NATO, ale spór o Perejil/Leilę ponownie obnażył jej niezdolność do zajmowania jednolitego stanowiska w kluczowych sprawach polityki zagranicznej - przyznają niektórzy unijni dyplomaci.

Z jednej strony Hiszpania nie raczyła konsultować się z partnerami z Unii w sprawie posunięć wobec Maroka - począwszy od manewrów wojskowych, które zdaniem części unijnych dyplomatów sprowokowały Maroko, a skończywszy na symbolicznym zajęciu Perejil/Leili na kilka dni.

Z drugiej strony kilka państw członkowskich Unii - pod pretekstem, że Madryt się z nimi nie konsultuje - storpedowało podejmowane przez Komisję Europejską i przewodniczącą w tym półroczu UE Danię próby bardziej stanowczego solidaryzowania się Piętnastki z Hiszpanią.

Zwłaszcza Francja, która ma swoje bardzo bliskie powiązania polityczne i gospodarcze z Marokiem, nie dopuściła do publikacji komunikatu bardziej zdecydowanie opowiadającego się po stronie Hiszpanii. Odpowiadało to też Wielkiej Brytanii, która zarzuca po cichu Hiszpanom "podwójną moralność" - inną w sprawie Perejil/Leili, a inną w sprawie Gibraltaru.

Bardzo pomocny w znalezieniu wspólnego języka w gronie Piętnastki jest zwykle wysoki przedstawiciel UE ds. wspólnej polityki zagranicznej Javier Solana. W ocenie unijnych dyplomatów, tym razem nie mógł jednak w pełni odegrać swojej roli jako socjalista hiszpański, a więc polityk wywodzący się z partii opozycyjnej w stosunku do rządu Jose Marii Aznara.

em, pap