Romney zdobył na Florydzie 50 delegatów na konwencję przedwyborczą Partii Republikańskiej, która odbędzie się w sierpniu i mianuje kandydata partii na prezydenta. Po obliczeniu ponad 80 procent głosów na Florydzie okazało się, że były gubernator zdobył ich 47 procent, a Gingrich, były przewodniczący Izby Reprezentantów - 32 procent. Przewaga Romney'a nad rywalem jest większa, niż wskazywały na to przedwyborcze sondaże. Trzecie miejsce zajął były senator z Pensylwanii, Rick Santorum z 13 procentami, a czwarte kongresman z Teksasu, Ron Paul, na którego głosowało 7 procent wyborców.
Po ogłoszeniu wstępnych wyników wyborów Romney wygłosił przemówienie, w którym wyraził przekonanie, że wygra wybory prezydenckie, zapowiedział, że skieruje Amerykę na nowe tory i obiecał "nową erę pomyślności". - Barack Obama będzie prezydentem jednej kadencji - dodał, oświadczając, że gospodarka USA jest w kiepskim stanie. Romney przypomniał też, że od trzech lat rządów Obamy bezrobocie przekracza 8,5 procenta. - Prezydent powiedział w orędziu o stanie państwa: Pamiętajmy jak doszliśmy do stanu, w którym jesteśmy. No cóż, panie prezydencie, wiemy jak do tego doszliśmy: został pan wybrany - kpił Romney.
- Moja prezydentura rozpocznie nową erę amerykańskiej pomyślności. Ja nie tylko zahamuje rozbudowę administracji, ja ją zredukuję, zmniejszę wydatki i doprowadzę ostatecznie do zrównoważenia budżetu - obiecał. Obamę krytykował - jak wielokrotnie przedtem - jako prezydenta, który zamierza przekształcić USA w "europejską socjaldemokrację". - W tej kampanii chodzi o ratowanie duszy Ameryki. Prezydent chce zasadnoiczo ją zmienić, przekształcić ja w coś, czego nie poznamy - ostrzegł. Zapewnił przy tym, że nie pozwoli obecnemu prezydentowi na realizację jego planów.Z kolei Gingrich przemawiając w Orlando zapewnił, że nie zamierza się poddać. Dodał, że prawybory są "wyborem między prawdziwym konserwatystą" - mając na myśli siebie - a "umiarkowanym politykiem z Massachusetts".
PAP, arb